Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Dramatyczna wyprzedaż majątku gminnej spółdzielni

Artykuł Koniec wieńczy dzieło


Goliszewski oskarża
Czasem myslę tak
ROMAN NOWICKI
2015-10-07
    Powołanie przez Prezydenta Andrzeja Dudę po latach starań Rady Dialogu Społecznego w nowej formule jest bez wątpienia wielkim wydarzeniem i wielką szansą dla normalizacji działań na rzecz rozwoju naszej gospodarki i pokoju społecznego. Jest to dobra okazja, żeby wrócić do awantury wokół doktoratu M.Goliszewskiego, który poświęcił kawał swojego życia właśnie tym sprawom. Wcześniej napisałem kilka artykułów w obronie Marka Goliszewskiego przed zaszczuciem przez ”małych ludzi” za to, że od lat wyrasta zdecydowanie ponad przeciętność, że ma odwagę mieć niezależne od układów poglądy i potrafi je bronić publicznie z wielką pasją. Goliszewskiemu zarzucono wszystkie grzechy świata, bo chciał zrobić doktorat z tego, co głosi i robi od co najmniej 1996 roku. Wtedy właśnie powstało z jego inicjatywy ogólnopolskie Forum Dialogu. Oddziały we wszystkich województwach, wśród sygnatariuszy wybitni politycy, samorządowcy, związkowcy, pracodawcy i organizacje pozarządowe. Łącznie ponad 1000 osób. Forum stwarzało profesjonalne podstawy i warunki do rozwiązywania najważniejszych problemów młodej demokracji w warunkach pokoju społecznego.
    Goliszewski mógł robić swoje biznesy bez tego typu wielkich przedsięwzięć społecznych. Powiem więcej - finansowo raczej stracił w tych latach niż zyskał chociażby ze względu na czas, który musiał poświęcać dla działalności społecznej. To jednak już wtedy własną działalnością publiczną, życiem zaczął pisać swój doktorat o dialogu dla dobra kraju zamiast konfrontacji ulicznych. Przygotowywał i korygował na bieżąco koncepcje organizacyjne Forum Dialogu, prowadził badania przyjętych rozwiązań i z roku na rok podnosił skuteczność tych działań. Dzisiaj kiedy powołanie Rady Dialogu Społecznego stało się faktem warto przypomnieć, że właśnie M.Goliszewski już 24 lutego 2006 roku na posiedzeniu Trójstronnej Komisji w Kazimierzu Dolnym zgłosił w imieniu BCC koncepcję organizacji i funkcjonowania Rady. Nowy, ekspercki projekt ustawy w sprawie powołania Rady został zaprezentowany na specjalnym posiedzeniu liderów związków zawodowych, organizacji pracodawców i dotychczasowych członków Komisji w dniu 24 lutego 2014 roku. Koordynowanie prac nad tym aktem prawnym powierzono Markowi Goliszewskiemu nie dlatego, że tak wynikało z jakiegoś klucza, po prostu miał doświadczenie i okres trudnego doskonalenia poglądów w trakcie realizacji swoich pomysłów dotyczących dialogu społecznego. 21 marca br. prace nad projektem ustawy zostały zakończone i niedługo potem osiągnięto ostateczne porozumienie partnerów społecznych i rządu chociaż nie było to łatwe. Strona społeczna uzyskała to, co może być kluczem do osiągania rzeczywistych sukcesów w „gaszeniu pożarów”: Radę ma powoływać Prezydent a nie urzędnicy jednego z ministerstw, rząd będzie reprezentowany przez ministrów, wykluczono obowiązek uzyskiwania pełnego konsensusu bowiem poprzednio każde weto często w imię partykularnych interesów, niszczyło porozumienia pozostałych partnerów. Wprowadzono również do nowej ustawy uprawnienia dla Rady do podejmowania ograniczonych inicjatyw ustawodawczych za pośrednictwem rządu itp. To w sumie jest wielki przełom w myśleniu o dialogu społecznym i równouprawnieniu stron w nim uczestniczących.

    Podkreślam szczególnie zasługi M. Goliszewskiego w tych prawie dwudziestoletnich staraniach o utworzenie w Polsce sprawnej i skutecznej instytucji dialogu społecznego ponieważ to była w istocie jego praca doktorska uwieńczona wielkim sukcesem praktycznym. Oczywiście nie umniejsza to ogromnej zasług innych osób i ekspertów w tworzeniu nowego prawa. Po złożeniu przez M.Goliszewskiego pracy doktorskiej na Uniwersytecie Warszawskim „Wpływ sposobu organizacji dialogu społecznego na efekty gospodarcze” rozpętała się bezprzykładna nagonka na niego i promotora pracy prof. Andrzeja Zawiślaka (w tych dniach zmarł na zawał serca). Sygnał do ataku dał student Nowak* obsesyjnie nienawidzący przedsiębiorców. Również część profesorów UW zachowywała się co najmniej dziwnie zmieniając zdanie w trakcie trwania przewodu doktorskiego. To można częściowo wytłumaczyć niezwykłym zaangażowaniem w sprawę Pani Minister Nauki i Szkolnictwa Wyższego. Doktorat recenzowany pozytywnie przez wybitnych profesorów został przyjęty przez specjalistyczną Komisję stosunkiem głosów 8 za przy trzech wstrzymujących się. Przed ostatecznym posiedzeniem Rady Wydziału Zarządzania UW ministerstwo rozesłało do wszystkich uczelni w Polsce pismo dotyczące konfliktu interesów w sprawie nadawania stopni naukowych (prof. A.Zawiślak był przyjacielem M.Goliszewskiego). W dniu29 października 2014 roku w trakcie decydującego o losach doktoratu posiedzenia Rada otrzymała kolejne pismo z ministerstwa kwestionujące doktorat. Część wyraźnie zastraszonych jak się wydaje profesorów zagłosowała przeciwko zatwierdzeniu doktoratu. Smaczku całej sprawie dodaje fakt, że kiedy red. A.Kublik w 2015 roku przed napisaniem kolejnego tekstu w tej sprawie zadzwoniła do Dziekana prof. Jana Turyna z pytaniem, czy były jakieś naciski i listy z ministerstwa w sprawie doktoratu Goliszewskiego odpowiedział że nie (wstyd?). Jest jeszcze jedna dziwna okoliczność. Prof.dr hab. Kazimierz Doktór promotor pracy doktorskiej Pani Minister potwierdził publicznie, że był z nią zaprzyjaźniony przed i po obronie dysertacji i to nikomu nie przeszkadzało. Nawiasem mówiąc dosyć powszechna jest opinia, że argumenty o konflikcie interesów w takich przypadkach są zdecydowanie naciągane.

    Marek Goliszewski wystosował w dniu 10 lipca br. list do Pani Minister w tych i innych sprawach z licznymi pytaniami – do dzisiaj żadnej odpowiedzi. Na skutek nagłośnienia przez media sprawy zarzutów pojawiło się w obiegu publicznym więcej, co jeden to bardziej absurdalny: że praca jest zbyt krótka (?), że jest w niej wiele plagiatów co sugerował artykuł A.Kublik z 3lipca br. „Niedoszły dr Goliszewski plagiatorem„ (tytuł bez znaku zapytania a więc pani redaktor jak gdyby przesądza, że był plagiat. Jak wiadomo taki tytuł w poczytnym piśmie wystarczy, żeby zniszczyć człowieka). Opinię o plagiacie rozpowszechniał przed obroną doktoratu na terenie Uniwersytetu dr Klincewicz. Tymczasem zwyczajowe badania w takich przypadkach wykazały że plagiatu nie popełniono. Marek Goliszewski wystąpił pismem z dnia 4 lipca br. do Dziekana Wydziału Zarządzania UW Jana Turyny z prośbą o wskazanie przykładów plagiatu jeżeli takie były. Dziekan do dzisiaj milczy. Nie ma również odpowiedzi na wcześniejsze pismo Goliszewskiego do Rady Wydziału z dnia 30 czerwca i na moje pismo z dnia 9 października br.. Sądy kapturowe?
    W tych warunkach Marek Goliszewski w dniu 30 czerwca 2015 roku wystosował list otwarty-oskarżenie dziennikarzy Gazety Wyborczej (art.212 kodeksu karnego), w którym między innymi napisał: „….Nie można mówić o wykonywaniu mandatu społecznego przez tych redaktorów, którzy rozgłaszają nieprawdziwe i godzące w dobre imię zarzuty. Takie działania nie mają nic wspólnego z realizacją misji społecznej dziennikarza i uzasadnionym interesem publicznym. W moim przypadku miała nim być rzekomo „obywatelska troska” o jakość doktoratów w Polsce. Ale po zakończeniu serii artykułów wyłącznie na mój temat, autorzy nie zgłębiali już dalej sprawy. Trudno też uwierzyć, że wybrali termin publikacji na krótko przed posiedzeniem Rady Wydziału decydującym o nadaniu mi stopnia doktora. J.Żakowski w swoim pierwszym felietonie odwołał się do blogera P. Nowaka, gloryfikującego rasizm, faszyzm i przemoc….”.

    Dziwię się odwadze Marka Goliszewskiego wszak jak mówi przysłowie z mediami nikt jeszcze nie wygrał. Ale może warto podjąć tą walkę Dawida z Goliatem, bo przy okazji wywoła to szerszą dyskusję o etyce zawodu dziennikarza, o rzeczywistych konfliktach interesów przy nadawaniu stopni naukowych (jak patrzę na ustawiczne i kompromitujące wystąpienia niektórych politycznych luminarzy nauki to sam się dziwię kto im te stopnie naukowe przyznawał) i o istocie sprawy, to znaczy o konstruktywnym dialogu społecznym, o co od prawie 20 lat walczy Marek Goliszewski.
    Przykład M.Goliszewskiego pokazuje, że nic się nie zmieniło od wieków. Zawsze znajdą się tacy, którzy będą tępili każdy przejaw sukcesu, każdy dowód czystych intencji i bezinteresownej pracy dla innych. Smutne. Tym bardziej chciałbym, żeby dla dobrego przykładu M.Goliszewski wygrał swoją walkę o doktorat i oczyszczenie z pomówień.

Roman Nowicki
*) Fragment publikacji Tomasza Wróblewskiego na temat studenta Nowaka, na którego się powoływał jeden z dziennikarzy piszący o sprawie:
„….Doktorat biznesmena jest dla Nowaka uosobieniem systemu opresji, ale to nic w porównaniu z nienawiścią jaką darzy wszystkich innych:
Demokrację - "której skrajną odmianą jest faszyzm".
Liberalizm - "Liberalne państwo używa niemal wszystkich instrumentów faszyzmu nie wywołując zarazem chaosu i destabilizacji społecznej".
Przedsiębiorców - "Badylarze znad Wisły zachowują się często jak magnaci z XVI wieku. …Buta, arogancja - trudno o bardziej zadowoloną z siebie i pozbawioną samokrytycznego spojrzenia grupę".
Porządek społeczny - "Zastraszone społeczeństwo oswoiło się i milcząco akceptuje bandytyzm stosowany przez biznes…. Taki porządek jest legitymizowany przez wstrzykujące morfinę w świadomość media… Wtórują im propagandowo- polityczne tarany, przeróżne lewiatany i BCC".
Kodeks pracy - "modyfikowany według wskazówek gangsterów z Lewiatana".
Policję - "Policja spełnia rolę najemnej armii na usługach kamieniczników. … opłacany przez państwo gang, mający za zadanie zabezpieczyć wymianę handlową, stać na straży prawa własności i pacyfikować oddolne ruchy domagające się sprawiedliwości społecznej".
Amazon - "pracownicy mają być tani, pokorni, dobrze wytresowani, pozbawieni rozumu i godności człowieka. Macherzy od przepływu kapitału przeprowadzili więc szybki risercz. …Za wschodnim brzegiem Odry rozciąga się kraina bogata w znakomitej krwi niewolników. Karnych i zdyscyplinowanych, znających na pamięć wszystkie litanie na cześć pracodawcy i wolnego rynku".

Są oczywiście postaci i społeczności, które według ideologa sex-skłotersów i kucharek, rokują. Mało, ale są:
Feministki - "To konglomerat uzupełniających się różności; potencjalnie wywrotowych, bo wykraczających poza koncept sprawnie zarządzanej kapitalistycznej fabryki społecznej".
Huga Chaveza - "Zastał Wenezuelę łupioną przez międzynarodowe korporacje, … Zostawił kraj z rozbudowanym systemem opieki społecznej, powszechną i bezpłatną służbą zdrowia, inkluzywnym szkolnictwem i systemem dotacji dla lokalnych inicjatyw".
Hiszpańscy anarchiści - "Hiszpańscy bezrobotni po raz kolejny wywłaszczyli jeden z supermarketów. 70 osób wyniosło jedzenie z jednego ze sklepów sieci Carrefour. "Proletariackie zakupy" odbyły się m.in. w miejscowościach Ecija i Arcos de la Frontera".
„…Pomysłów na naprawę obecnego systemu Nowak ma zresztą więcej. Pisząc o Inspekcji Pracy, która tylko robi inspekcje zamiast aresztować przedsiębiorców sugeruje:
"Umundurowani i uzbrojeni funkcjonariusze tej instytucji powinni mieć w każdej chwili prawo wejścia zarówno do siedziby firmy jak i miejsca zamieszkania każdego przedsiębiorcy działającego na terenie Rzeczpospolitej."

Ale co tam inspekcja z karabinami, Nowak radzi iść dalej:
"Przemoc użyta w odpowiedzi na przemoc przedsiębiorców jest słuszna i chwalebna. Dopóki polityka pokojowych demonstracji, jednodniowych strajków, petycji i próśb nie ustąpi miejsca ostrym akcjom bezpośrednim wymierzonym w wyzyskiwaczy, dopóty nie zmieni się nic. Przedsiębiorcy muszą zacząć się bać. Jeśli nie pięści to przynajmniej materialnych strat."

Czy po tych wpisach kogoś jeszcze dziwi ten bezmiar nienawiści do Marka Goliszewskiego - tylko dlaczego my daliśmy się w to wciągnąć? Na koniec wpis Nowaka o Goliszewskim:
„Tak, tak - jeśli idzie o zasobność portfela to bije na głowę. Gorzej z rozumem ale to nieważne, prawda?”


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Ważne kogo wybierzemy w wyborach parlamentalnych


Logo Budowlani
Artykuł Dobre wiadomości do ustawy dla MdM


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Piękne tratycje wspaniała młodzież


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Na jednej nodze



SMUTNY FINAŁ
Czasem myslę tak
ROMAN NOWICKI
2014-11-19
    Kilka tygodni temu rozpętał się w mediach żenujący atak na doktorat Marka Goliszewskiego dotyczący dialogu społecznego. Doktorat recenzowany przez wybitnych profesorów został przyjęty przez uprawnioną Komisję stosunkiem głosów 8 za, przy 3 wstrzymujących się. Doktorat ma duże znaczenie dla przedsiębiorców bowiem poddaje ostrej krytyce brak dialogu społecznego w sprawach istotnych dla polskiej gospodarki i proponuje konstruktywne rozwiązania w tym zakresie.
    Lekceważenie dialogu i opracowań eksperckich przez kolejne rządy przybiera niepokojące rozmiary. Doktorat zamiast wywołać rzeczową dyskusję na te tematy spowodował falę nieuzasadnionej krytyki rozpoczętej przez studenta UW programowo i wręcz śmiesznie nienawidzącego przedsiębiorców czemu wielokrotnie dawał wyraz w wystąpieniach publicznych (niektóre z jego wpisów na forach internetowych publikuję w innym miejscu na tym blogu). Przed ostatecznymi decyzjami Rady Wydziału Zarządzania UW pisałem, że Rada w obawie przed krytyką prasową może ulec temu swoistemu szantażowi I nie zatwierdzić wniosku Komisji. I tak się niestety stało, ale decyzja wcale nie była tak jednoznaczna jak to sugerują niektóre media. Na 46 członków Rady uprawnionych do głosowania na posiedzeniu zjawiło się 36 osób z czego przeciw przyznaniu doktoratu było 26 osób, 3 głosy oddano za, 4 osoby wstrzymały się, a 3 oddały głosy nieważne. W dużym uproszczeniu można więc powiedzieć, że na 46 członków Rady uprawnionych do głosowania tylko 26 głosowała przeciwko wnioskowi Komisji o nadanie doktoratu Markowi Goliszewskiemu. Jeżeli zważyć słabo etyczne i bezpośrednie naciski ministerstwa (przed rozpoczęciem głosowania Dziekan Wydziału Zarządzania UW odczytał list ministerstwa sugerujący głosowanie przeciwko nadaniu doktoratu) jest to wynik niejednoznaczny i sugerujący nadmierną manipulację.
Streszczenie doktoratu:
„….Celem pracy jest przedstawienie materiału dowodowego dla uzasadnienia tezy głoszącej korelację efektywności gospodarki ze stopniem partycypacji obywateli w procesie tworzenia prawno-organizacyjnych warunków określających otoczenie działania przedsiębiorstw.
Praca została podzielona na części: „Jak jest?” i „Jak być powinno?”. Rozdział I opisuje instrumenty współrządzenia państwem: Trójstronną Komisję ds. Społeczno-Gospodarczych, instytucje m.in: referendum, petycji, lobbingu, konsultacji społecznych i telewizji publicznej. W Rozdziale II opisuję bariery i dysfunkcje w skutecznej partycypacji obywateli w rządzeniu państwem. Rozdział III wskazuje wymierne skutki zaniechań, barier i dysfunkcji, podkreślając w szczególności negatywne zjawisko „time-lagu”. W Rozdziale IV zawieram rekomendacje organizacyjno-prawne dla polepszenia partycypacji obywateli w systemie stanowienia regulacji przez władze państwowe. Zakończenie pracy kreśli odpowiedź na pytanie, jak przekonać rządzących i rządzonych do korzystania z istniejących i nowych form współdecydowania o państwie…..”
Odpowiedź Marka Goliszewskiego
do gazety wyborczej 13 xi 2014
„Bardzo dobrze, że Agnieszka Kublik, choć pod pretekstem mojego doktoratu, porusza etykę ich przygotowania. Bardzo szanuję jej rozmówcę, prof. Jana Woleńskiego, filozofa. Profesor uważa, że mój doktorat jest czymś w rodzaju raportu dla jakiejś instytucji. Przyznaje, że nie czytał dysertacji w całości. Ale nie szkodzi. Ma rację. Ten doktorat jest raportem dla instytucji jaką jest nasze społeczeństwo, ulokowane w różnych grupach zawodowych: władzy, biznesie, nauce. Lecz ad rem: Panie Profesorze, nie obwiniam tylko władzy za brak dialogu i społeczeństwa obywatelskiego w Polsce. Proszę jednakże zapytać związki zawodowe dlaczego opuściły Trójstronną Komisję ds. Społeczno-Gospodarczych. Otóż dlatego, że uznały, iż konsultacje społeczne są ignorowane przez przedstawicieli rządu. W mojej dysertacji przedstawiłem mechanizmy, za pomocą których dialog może być ponownie zawiązany. Gdyby Pan Profesor zechciał się głębiej zaznajomić z pracą, to nie usłyszałbym Pańskiej opinii, że w dysertacji „nie został podjęty problem fatalnego zaufania społecznego w Polsce, że nikt nikomu nie ufa”. Otóż to twierdzenie jest podstawową osnową tej pracy. Pod tym kątem przeprowadzona została analiza narzędzi dialogu społecznego i reforma instytucji: Trójstronnej Komisji, samorządu gospodarczego, Senatu RP, systemu konsultacji społecznych – tych, które poszerzają udział obywateli we współrządzeniu Państwem. Jak Pan Profesor mógł tego nie zobaczyć?
Profesor Woleński podnosi również zarzut, że naruszone zostały reguły etyki w nauce, ponieważ zasiadałem w Radzie Biznesu przy Wydziale Uniwersytetu, gdzie się broniłem. Teza jest bardzo dyskusyjna, bo zakłada, że uczestnicy przewodu doktorskiego mogą być czy też są niemoralni. Przypomina to, podnoszony zresztą w mojej rozprawie, problem tzw. przepisów antykorupcyjnych, funkcjonujących np. w ministerstwach. Wyalienowały się one ze swojego przesłania i blokują dialog oraz zaufanie między ludźmi. Powodują straty finansowe dla budżetu, idące w miliony złotych. Wystarczy spojrzeć na czołg Anders, którego projekt sfinansowano za ponad 100 mln zł z budżetu Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego, a który, w obawie przed antykorupcyjnymi konsekwencjami decyzji nr 125 Ministerstwa Obrony Narodowej, nie był przez Wojsko należycie konsultowany. Nie nadaje się do walki. Zapłaciliśmy za to wszyscy.
    2 miliony Polaków wyjechało z Polski nie tylko za chlebem, ale także z powodu wzajemnej podejrzliwości. I o tym mówi doktorat. Przy okazji sprostowanie: profesor dr hab. Andrzej Zawiślak nie jest i nie był nigdy wiceprezesem BCC. Nie pełni w BCC żadnych funkcji. Nie udziela się w Klubie. Zaproponował mi przygotowanie doktoratu nt. organizacji dialogu obywatelskiego, mając świadomość mojej wiedzy, jako wiceprzewodniczącego Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych ds. rozwoju dialogu społecznego w Polsce. Tak, profesor A. Zawiślak jest moim przyjacielem, co nie oznacza, jak sugeruje prof. Jan Woleński, że nie możemy i nie powinniśmy współpracować przy doktoracie. Bo nie jesteśmy oszustami. Wypowiada Pan Profesor Woleński twierdzenie, ze Wydział Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego popełnił kardynalny błąd i rzucił cień podejrzenia na siebie. Zgadzam się. Ale dlatego, że, jak Pan Profesor pisze, Rada „nie miała powodów, żeby głosować negatywnie (w sprawie nadania mi stopnia doktora – przypis MG)”; że zagłosowała „negatywnie” wyraźnie z powodu „afery”. Zgoda. „Aferą” zajmie się na mój wniosek Sąd. Ale decyzja Rady Wydziału Zarządzania UW zburzyła autorytet uczonych i majestat Uniwersytetu. Poddała się nie ulicy ani studentom. Oni tej pracy nie czytali. Poddała się jednemu blogerowi, który utożsamia na swoich stronach demokrację z faszyzmem; który posłużył publicystom do rozpętania „afery”. Zorganizował tzw. happening w którym uczestniczył tylko on, omijany z daleka przez studentów… i ja. Sugeruje Pan Profesor Woleński, że trzeba wprowadzić obowiązek oświadczeń dla promotora i doktoranta o braku zależności między nimi. Cóż, podpisujemy podobne przyrzeczenia w urzędach stanu cywilnego. Tylko skąd potem tyle rozwodów? A może po prostu Panie Profesorze, uwierzyć ludziom, że podejmując współpracę nie kierują się kumoterstwem ale dobrem wyższym? Sugeruje Pan Profesor Woleński, by Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego załatwiło sprawę rozporządzeniem. Otóż w ciągu 6 ostatnich lat Sejm uchwalił blisko 800 ustaw, regulujących nasze życie codzienne. I dalej, jak Pan twierdzi w swojej wypowiedzi dla Gazety Wyborczej, nie ufamy sobie jako ludzie i jako obywatele. Więc, nie tędy droga Panie Profesorze”.
Roman Nowicki


Nie dajmy się zwariować- c.d. błotem w Goliszewskiego
Czasem myslę tak
ROMAN NOWICKI
2014-10-27
    30 VI br. Marek Goliszewski, prezes BCC obronił na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego pracę doktorską pt. „Wpływ sposobu organizacji dialogu społecznego na efekty gospodarcze”. W głosowaniu za przyjęciem doktoratu byli wszyscy członkowie Komisji(!). Promotorem dysertacji był prof. dr hab. Andrzej Zawiślak, b. minister przemysłu i handlu, recenzentami: prof. dr hab. Henryk Wnorowski, dziekan Wydziału Ekonomii i Zarządzania Uniwersytetu w Białymstoku oraz prof. dr hab. Jerzy Woźnicki, przewodniczący Rady Głównej Nauki i Szkolnictwa Wyższego oraz Fundacji Rektorów Polskich. Komisji egzaminacyjnej przewodniczył prof. dr hab. Jan Śliwa. I zaczęło się. Z inicjatywy studenta Piotra Nowaka rozpętała się prawdziwa burza przeciwko doktoratowi i przeciwko Markowi Goliszewskiemu. Zdumiewające, że tak łatwo, operując tylko oszczerstwami można zyskać tak wielu zwolenników tego polowania na dobre imię człowieka jego dzieło. Głównym organizatorem jest przy tym człowiek który zwyczajnie nienawidzi przedsiębiorców i polskich dokonań o czym było wiadomo, bo pan Nowak to znany blogier (dalej przytaczam niektóre wpisy i opinie pana Nowaka).
Dlaczego popieram doktorat Marka Goliszewskiego?
    Marek Goliszewski dzięki swojej pracy osiągnął bardzo wiele co powoduje, że rośnie liczba zawistników, którzy zrobią wszystko żeby utopić go w przysłowiowej łyżce wody. To dotyczy każdego z nas jeżeli spróbujemy się wybić i osiągnąć coś więcej niż przeciętność. Popieram spokojną dyskusję na argumenty w tej sprawie, bo Goliszewski omawia w swoim przewodzie doktorskim sprawy pozornie proste ale fundamentalne dla dalszego rozwoju kraju. Dialog społeczny, relacje państwo – społeczeństwo obywatelskie, tworzenie prawa z wykorzystaniem ekspertów i opinii organizacji pozarządowych to sprawy zasadnicze dla naszej demokracji. Dzisiaj niestety raczej niszczymy niż budujemy te fundamenty państwa demokratycznego.
    Przykłady można mnożyć. Tak się dzieje niestety na każdym szczeblu władzy no może z małymi wyjątkami. Doktorat Goliszewskiego otwiera drogę do rzeczowej dyskusji w tych sprawach i do wdrażania rozwiązań, które przyspieszą demokratyczne przemiany. Niestety zamiast tego awantura i próba blokowania demokratycznych procedur, przy głosowaniu przez Radę Wydziału nad doktoratem M. Goliszewskiego. Będę pozytywnie zdziwiony jeżeli Rada Wydziału UW nie ugnie się pod presją niektórych mediów i internautów. Zamiast klasycznego artykułu w tej sprawie postanowiłem więc przytoczyć trochę faktów i opinii, a wnioski wyciągnijcie państwo sami.

Prof. Jerzy Woźnicki w podsumowaniu recenzji doktoratu:
„...rozprawa stanowi wartościowy i oryginalny wkład autora wzbogacający wiedzę w obszarze będącym jej przedmiotem. Przydatność rozprawy dla prac nad nowymi rozwiązaniami organizacji dialogu społecznego w naszym kraju jest bezdyskusyjna. W podsumowaniu stwierdzam, że recenzowana rozprawa spełnia wymagania stawiane przez obowiązujące przepisy pracom doktorskim i stanowi właściwą podstawę dla kontynuowania procesu w sprawie nadania jej autorowi stopnia doktora w dyscyplinie nauki o zarządzaniu w dziedzinie nauk społecznych”.

Oświadczenie prof. Andrzeja Zawiślaka

Stanowisko dr Janusza Steinhoffa, wicepremiera i ministra gospodarki w rządzie Jerzego Buzka
„…Co do krytyki znajomości promotora z doktorantem: w moim przekonaniu nie ma w tym nic nagannego. Ich współpraca musi przecież opierać się na realizacji wspólnego celu, jakim jest realizacja planu badań naukowych, których efektem jest dysertacja naukowa. Nie wierzę, aby prof. dr hab. Andrzej Zawiślak, którego znam jeszcze jako przewodniczącego Nadzwyczajnej Komisji Sejmowej ds. Transformacji Systemowej, kierował się w swoich ocenach prac doktorskich nie ich wartością merytoryczną a stopniem sympatii do autorów. Doktorat Marka Goliszewskiego nie zawiera banałów, jak oburza się J. Żakowski. O ile oczywiście ktoś traktuje jako banał zapisy rozprawy, że ludzie stracili zaufanie do Państwa, do polityków, do partii politycznych.

Praca doktorska Pana Marka Goliszewskiego zawiera projekty zmian płaszczyzny dialogu społecznego, inną formułę konsultacji społecznych, zmodyfikowane zasady działania Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych. Określa rolę samorządu gospodarczego, zawiera propozycje zmian ordynacji do Senatu RP, proponuje Pakt Społeczny między związkami zawodowymi i pracodawcami. Dysertacja ta, w moim przekonaniu, jest istotnym wkładem w debatę o rozszerzeniu udziału obywateli w sprawowaniu władzy. Zawiera wiele ciekawych koncepcji, których ocena - mam tego świadomość – może być zróżnicowana”.

List Marka Goliszewskiego do Członków Business Centre Club
Koleżanki i Koledzy, z uwagi na pojawiające się publikacje w mediach dotyczące mojego doktoratu, przekazuję następujące informacje. Napisałem dysertację doktorską na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego pt. „Wpływ sposobu organizacji dialogu społecznego na efekty gospodarcze”. Taką propozycję otrzymałem od przedstawicieli środowiska naukowego, którzy dostrzegli ważność tego tematu. Również dlatego, że tematowi dialogu społecznego poświęciłem ponad 20 lat mojego zawodowego życia.

Jako wieloletni wiceprzewodniczący Trójstronnej Komisji ds. Społeczno-Gospodarczych i przewodniczący jednego z jej zespołów – Zespołu Rozwoju Dialogu Społecznego w Polsce, od lat obserwuję erozję tego dialogu, czego dobitnym przykładem jest trwające ponad rok zawieszenie rozmów między rządem, pracodawcami i związkami zawodowymi w Trójstronnej Komisji. Dziś Gazeta Wyborcza formułuje wobec mojego doktoratu dwa główne zarzuty: konflikt interesów wynikający z faktu, iż zasiadam w Radzie Biznesu przy Wydziale Zarządzania UW i jednocześnie na tym wydziale broniłem pracę oraz znajomość doktoranta z promotorem.
Nie zgadzam się z tymi zarzutami.

Przyjąłem zaproszenie do Rady Biznesu Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego od dziekana prof. Jana Turyny. Misją Rady jest stworzenie platformy współpracy pomiędzy środowiskiem naukowym i edukacyjnym oraz praktykami życia gospodarczego w kraju i za granicą. Jak wiecie, jestem członkiem licznych gremiów społecznych, biznesowych, czy naukowych. W związku z tym znam również wielu rektorów i profesorów uczelni w całej Polsce. Jestem zapraszany na wykłady na licznych uczelniach. BCC jest zaangażowany we współpracę z nauką w każdym mieście akademickim. Kanclerze Lóż Regionalnych BCC i członkowie BCC są obecni w życiu uczelni lokalnych, a rektorzy uczelni i akademicy zasiadają w radach tych lóż – w myśl rozwoju idei współpracy biznesu i nauki. Ta idea jest od lat wspierana i promowana przez polityków, autorytety, media…

Od początku jawna była nie tylko praca, ale także informacja kto jest promotorem. Został nim prof. dr hab. Andrzej Zawiślak z Wydziału Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego, który jest jednym z niewielu specjalistów w tej dziedzinie w Polsce. Swoje kompetencje w dziedzinie dialogu społecznego zdobywał jeszcze jako doradca „Solidarności”, poseł w Sejmie kontraktowym, przewodniczący Sejmowej Nadzwyczajnej Komisji ds. Transformacji Systemowej i Sejmowej Komisji ds. Prywatyzacji, minister przemysłu, a także członek-założyciel organizacji przedsiębiorców BCC. Mój przyjaciel i mentor…

Moja znajomość z prof. Zawiślakiem nie budziła żadnych kontrowersji u dziekana wydziału czy pozostałych profesorów. Decyzja o przyjęciu i obronie pracy nie jest samodzielną decyzją promotora, lecz znacznie szerszego grona naukowego. Poddanie się takiej publicznej ocenie jest jednoznaczne z jawnością wszystkich działań i powiązań…

23 września br. wysłałem obszerne fragmenty swojego doktoratu do redaktorów naczelnych najważniejszych mediów, aby zainteresować opinię publiczną tą tematyką. W ostatniej, medialnej krytyce nie znalazłem żadnych odniesień do merytorycznych niedostatków pracy. Osoby, spoza środowiska naukowego, które dotychczas wypowiadały się na temat mojej pracy, nie mają żadnych kompetencji do oceny prac doktorskich. W taki sposób ośmieszyć można wszystko. Nie jest to dyskusja merytoryczna o zawartości, lecz żonglowanie kilkoma sentencjami wyjętymi z kontekstu. Z każdą pracą doktorską można przy odrobinie złej woli zrobić dokładnie to samo.

Żałuję, że opinie nt. mojej pracy nie odnoszą się do tematu pracy. Jestem gotowy do publicznej dyskusji nt. tez zawartych w moim doktoracie. Uważam, że taka dyskusja nt. dialogu społecznego jest niezwykle potrzebna, do czego namawiam od lat, walcząc o porozumienie strony pracodawców, związków zawodowych i rządu. Do stworzonej przeze mnie koncepcji Umowy Społecznej przekonywałem kolejnych szefów rządów i prezydentów…

Gdzie zatem są granice etyki? Kto je wyznacza? Czy należy założyć, że dziennikarz znający się z politykiem czy przedsiębiorcą traci obiektywizm oceniając ich działania? Czy należy założyć, że ekspert znający polityka będzie inaczej oceniał napisane przez niego ustawy? Jeśli nie zaufamy, że relacje, znajomość, czy inna forma współpracy nie oznacza od razu kumoterstwa, załatwiania czy wręcz łapówkarstwa, to długo jeszcze nie zbudujemy społeczeństwa opartego na zaufaniu, nadal poziom kapitału społecznego będzie tak niski, a idea społeczeństwa obywatelskiego bardzo odległa. Jeśli nadal będzie się stosowało stereotypy w relacji z biznesem, to pogrążymy się w świecie podejrzeń i wzajemnych oszczerstw. Środowiskom skierowanym przeciwko przedsiębiorcom zależy aby tak było.

Piotr Nowak o doktoracie
„Na pewno dobrze znacie prezesa Marka Goliszewskiego. Tak, tego typka z Business Center Club. Postawny, w dobrze skrojonym gajerze, stylowo uczesaną blond grzywką i nieodłącznym cygarem w ustach. Silny biznesmen na trudne czasy. Człowiek sukcesu, któremu nie straszne są ani wysokie podatki, ani zusy, krusy, czy związkowe wycierusy. Za ciemnymi raj bramami kryje się jednak pewna tajemnica.

Właściwie to bardzo dziwne, że jeszcze o tym nie wiecie. Dlaczego Pan Prezes nie pochwalił się swoim najnowszym, wielkim osiągnięciem? Mógłbym zrozumieć milczenie, gdyby chodziło o jakieś tam wywalanie działaczy związkowych z pracy czy nowe osiągnięcia na polu uelastycznienia kodeksu pracy – są to wszakże wydarzenia z porządku dziennego naszego neoliberalnego państewka i zapewne poważny i zasłużony w tych działaniach człowiek nie musi się tym na prawo i lewo przechwalać. Stało się jednak nie byle co! Pod koniec czerwca tego roku naszemu bohaterowi niespodziewanie urosły dwie literki przed nazwiskiem. Zapamiętajcie sobie chamy – nie ma już Marka Goliszewskiego, jest dr Marek Goliszewski!

Prezes BCC napisał i obronił doktorat. I to nie byle gdzie. Na Wydziale Zarządzania Uniwersytetu Warszawskiego. Co więcej, nie jest to byle doktorat. „WPŁYW SPOSOBU ORGANIZACJI DIALOGU SPOŁECZNEGO NA EFEKTY GOSPODARCZE”. Za tym enigmatycznym tytułem kryje się dzieło zasługujące na miano symbolu potęgi intelektualnej polskiego biznesu. Dostaliśmy wyraźny sygnał, że polski uniwersytet wreszcie wziął sobie do serca nawoływania platformerskiego rządu by zbliżyć się z polskimi przedsiębiorcami...”.

Tego typu poglądy student Nowak upowszechnił wszędzie gdzie to jest możliwe (media Internet) i bez argumentów merytorycznych zdobył rzesze zwolenników, którzy najczęściej nie czytali też doktoratu. W jakimś sensie zaszczuto temat bez merytorycznej dyskusji. W strachu przed urobioną opinią publiczną zaczęto wywierać różnorodne naciski na uczelnię i na członków Rady żeby głosowali przeciw przyjęciu doktoratu.

Piotra Nowaka - niektóre wpisy i opinie na forach internetowych (za red. Wróblewskim):
„…Doktorat biznesmena jest dla Nowaka uosobieniem systemu opresji, ale to nic w porównaniu z nienawiścią jaką darzy wszystkich innych: Demokracja - "jej skrajną odmianą jest faszyzm". Liberalizm - "Liberalne państwo używa niemal wszystkich instrumentów faszyzmu nie wywołując zarazem chaosu i destabilizacji społecznej".

Przedsiębiorcy - "Badylarze znad Wisły zachowują się często jak magnaci z XVI wieku. …Buta, arogancja - trudno o bardziej zadowoloną z siebie i pozbawioną samokrytycznego spojrzenia grupę".

Porządek społeczny - "Zastraszone społeczeństwo oswoiło się i milcząco akceptuje bandytyzm stosowany przez biznes…. Taki porządek jest legitymizowany przez wstrzykujące morfinę w świadomość media… Wtórują im propagandowo- polityczne tarany, przeróżne lewiatany i BCC".

Kodeks pracy - "modyfikowany według wskazówek gangsterów z Lewiatana". Policja - "Policja spełnia rolę najemnej armii na usługach kamieniczników. … opłacany przez państwo gang, mający za zadanie zabezpieczyć wymianę handlową, stać na straży prawa własności i pacyfikować oddolne ruchy domagające się sprawiedliwości społecznej".

Amazon - "pracownicy mają być tani, pokorni, dobrze wytresowani, pozbawieni rozumu i godności człowieka. Macherzy od przepływu kapitału przeprowadzili więc szybki risercz. Za wschodnim brzegiem Odry rozciąga się kraina bogata w znakomitej krwi niewolników. Karnych i zdyscyplinowanych, znających na pamięć wszystkie litanie na cześć pracodawcy i wolnego rynku".

Feministki - "To konglomerat uzupełniających się różności; potencjalnie wywrotowych, bo wykraczających poza koncept sprawnie zarządzanej kapitalistycznej fabryki społecznej".
Huga Chaveza - "Zastał Wenezuelę łupioną przez międzynarodowe korporacje, … Zostawił kraj z rozbudowanym systemem opieki społecznej, powszechną i bezpłatną służbą zdrowia, inkluzywnym szkolnictwem i systemem dotacji dla lokalnych inicjatyw".

Hiszpańscy anarchiści - "Hiszpańscy bezrobotni po raz kolejny wywłaszczyli jeden z supermarketów. 70 osób wyniosło jedzenie z jednego ze sklepów sieci Carrefour. "Proletariackie zakupy" odbyły się m.in. w miejscowościach Ecija i Arcos de la Frontera".
Pomysłów na naprawę obecnego systemu Nowak ma zresztą więcej. Pisząc o Inspekcji Pracy, która tylko robi inspekcje zamiast aresztować przedsiębiorców sugeruje: "Umundurowani i uzbrojeni funkcjonariusze tej instytucji powinni mieć w każdej chwili prawo wejścia zarówno do siedziby firmy jak i miejsca zamieszkania każdego przedsiębiorcy działającego na terenie Rzeczpospolitej."

Ale co tam inspekcja z karabinami, Nowak radzi iść dalej:
"Przemoc użyta w odpowiedzi na przemoc przedsiębiorców jest słuszna i chwalebna. Dopóki polityka pokojowych demonstracji, jednodniowych strajków, petycji i próśb nie ustąpi miejsca ostrym akcjom bezpośrednim wymierzonym w wyzyskiwaczy, dopóty nie zmieni się nic. Przedsiębiorcy muszą zacząć się bać. Jeśli nie pięści to przynajmniej materialnych strat".

Człowiek o takich poglądach zablokował rozum i zamiast dyskusji o sprawach ważnych dla kraju przy okazji doktoratu Marka Goliszewskiego rozpoczęto poniżające spory pełne inwektyw i niedomówień.
Roman Nowicki


Logo Budowlani
Artykuł Kryzys mieszkaniowy na własne życzenie


Logo Trybuna
Artykuł Problemy mieszkaniowe Poalków m


Logo Budowlani
Artykuł Na straży publicznej przestrzeni


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Koniec awantur śmieciowych


Śmieci w Warszawie nas zalewają?


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł- Wszytkim oddać hołd


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Niewesoły bilans sukcesu


Smutne refleksje po wystąpieniu premiera na konwencji PO


Minister Nowak powinien być zdymisjonowany


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Obywatele muszą walczyć o swoje prawa 1
Artykuł Obywatele muszą walczyć o swoje prawa 2


Logo Tygodnik Regionalny
Artykł Nos dla tabakiery?


Roman Nowicki- czasem myślę tak
Blog natemat 14 września 2013
Granice obłudy politycznej, czyli na marginesie przeprosin Palikota

Nie tak dawno zamieściłem na moim blogu dosyć emocjonalną obronę decyzji Ruchu Palikota w sprawie Wandy Nowickiej. Uważałem i uważam dalej że jej zachowanie było koniunkturalne i niezależnie od tego na ile jest mi to wygodne zdania nie zmieniam. Totalne przeprosiny Palikota muszą budzić zdumienia. Można by zrozumieć gdyby jeszcze raz przeprosił za niektóre fatalne słowa, ale przeprosiny za wszystko wyraźnie pod publiczkę i pod Kongres Kobiet, który uzurpuje sobie prawo do ustanawiania nowych standardów moralnych w polityce, to próba robienia wody z mózgu.

Piszę te słowa z sympatią dla Ruchu, żeby przestrzec przed wchodzeniem w błotko, którego pełno w codziennej polityce. Standardem staje się zawieranie każdego kompromisu byle to przyniosło doraźne korzyści partii i liderom. Wygląda na to że Ruch Palikota przestraszył się chwilową zapaścią notowań i zaczyna ten taniec na linie.

Obym się mylił. Przypominam kilka fragmentów z mojego wpisu na blogu sprzed kilku miesięcy: „….Wszystko zaczęło się od wysokich nagród które przyznali sobie marszałkinie i marszałkowie sejmu. Jakby żyli w innym świecie. Na około smutek, obawa o najbliższą przyszłość, wzrost bezrobocia, a oni biorą wysokie nagrody i dziwią się, że społeczeństwo ma im to za złe. Jedynie Palikot zareagował jak należy sugerując żeby Marszałkini Nowicka zwróciła nagrodę lub przeznaczyła ją na cele charytatywne. Decyzja politycznie słuszna i tak po ludzku sprawiedliwa.

Palikot domagał się też odwołania Nowickiej ze stanowiska wicemarszałkini. Miał do tego pełne prawo. Nowicka była członkinią Ruchu Palikota i przez tą partię była desygnowana na zaszczytne stanowisko wicemarszałkini Sejmu RP. Święte, zwyczajowe prawo w sejmie jest takie, że największe partie wskazują swoich kandydatów na wicemarszałków, a pozostali posłowie przyjmują propozycje w głosowaniu. Wanda Nowicka akceptowała publicznie stanowisko zarządu o odwołaniu i potwierdziła że w przypadku odrzucenia wniosku o jej odwołanie sama złoży rezygnację z funkcji marszałkini. Były to decyzje polityczne i nie miały związku z oceną pracy posłanki. W pozostałych partiach sejmowych zawrzało.

Tego typu reakcja Ruchu Palikota na oczywistą niezręczność władz sejmu mogła przynieść duży pożytek polityczny Ruchowi i lewicy w ogóle. Do tego wszystkiego na horyzoncie pojawiła się jeszcze gorsza perspektywy dla partii prawicowych i jak się okazało dla SLD. Palikot zapowiedział, że po rezygnacji W.Nowickiej wystawi kandydaturę Anny Grodzkiej na stanowisko wicemarszałkini sejmu. Tego już było za wiele. Do takiej konfrontacji słów i czynów nie wolno było dopuścić.

Można tylko sobie wyobrazić dylematy PO, PSL, PIS i pozostałych partyjek prawicowych w trakcie glosowania nad kandydaturą Grodzkiej. Lider SLD natomiast obawiał się jak ognia wzmocnienia Ruchu Palikota. Powstał więc zdumiewający sojusz SLD i wszystkich pozostałych partii prawicowych pozornie w obronie Wandy Nowickiej, a w rzeczywistości w imię niskich partyjnych interesów. Nie chcieli głosować kandydatury Grodzkiej więc woleli przeciwstawić się odwołaniu Wandy Nowickiej. Wytoczono najcięższe działa oskarżając ruch Palikota o seksizm i bezprawne działania. Oczywiście wciągnięto do gry wszystkich możliwych sojuszników, w tym Kongres Kobiet. Wbrew tej obłudnej nagonce Ruch Palikota miał suwerenne prawo do takich a nie innych decyzji w sprawie posłanki Nowickiej. Jej płeć nie miała od początku nic do rzeczy….. Wanda Nowicka „zmieniła zdanie” i postanowiła za wszelką cenę trzymać się stołka wystawiając przy okazji do wiatru posłankę Annę Grodzką, którą przy świadkach sama namawiała do startu na zwolnione przez siebie stanowisk.

Zorganizowana kampania partii prawicowych w sojuszu z SLD zrobiły swoje. Ruch Palikota stracił chwilowo kilka procent poparcia, marszałkini pozostała marszałkinią, a SLD zdobyło przewagę procentową nad Ruchem. Od biedy można by nad tym wszystkim przejść do porządku dziennego i darować sobie te zabawy w piaskownicy gdyby nie fakt, że zmanipulowane osłabienie Ruchu Palikota i podpuszczenie Kongresu Kobiet posłużyło liderowi SLD do próby storpedowania na starcie inicjatywy zjednoczenia lewicy wokół wspólnych list na wybory do Parlamentu Europejskiego w ramach akcji Europa Plus…..”.

Niestety obecna formuła przeprosin Palikota zdaje się sankcjonować te fałszywe rozgrywki polityczne.
Roman Nowicki


Logo tygodnik Regionalny
Artykuł Drogi przez mękę ciąg dalszy 1
Artykuł Drogi przez mękę ciąg dalszy 2


Logo Gazeta Dom
Tytuł artykułu
Artykuł GW Dom Będą dopłaty do mieszkań?


CYRK NA CZTERY FAJERKI Z ROKITĄ W TLE.

Wszyscy mają w pamięci  skandaliczne zachowanie Jana Rokity w samolocie Lufthansy, kiedy jak rozkapryszone dziecko uznał, że niezależnie od tego jaki miał bilet należało mu się miejsce w klasie biznes, a przynajmniej dla jego płaszcza. Na zwróconą mu uwagę, że  nie ma do tego prawa,  zrobił karczemną awanturę i mało nie rozpętał kolejnej wojny światowej wykrzykując, że Niemcy go mordują.
Teraz jesteśmy świadkami farsy kompromitującej  Jana Rokitę, ale i część mediów. Dziennikarze odnaleźli wypoczętego opalonego Rokitę we Włoszech, który narzeka tym razem, że państwo polskie chce go zniszczyć i upokorzyć przy pomocy skandalicznych wyroków sądowych. Dla Rokity nie jest ważne, że przegrał kolejne rozprawy z Kornatowskim we wszystkich instancjach sądowych. On się z tym nie zgadza i już. Niezawisły demokratyczny wymiar sprawiedliwości  osądził go niesłusznie. On, Rokita ma jedynie, rację podobnie zresztą jak w słynnym starciu w przestworzach. Mało tego wszystkie media powtarzały komentując wywiad biednego Rokity, że w trakcie rozpraw sądowych zasądzono na rzecz Kornatowskiego 350 tysięcy złotych. Jak tu nie płakać nad losem nieszczęśnika. Nawet prezesowi Kaczyńskiemu w tej rozpaczy wszytko się odmieniło i zapomniał, że kiedyś bronił publicznie Kornatowskiego, a dzisiaj nagle wziął stronę Rokity dając do zrozumienia,  że ma haki na Kornatowskiego. Największe rewelacje jeszcze nas zapewne czekają. Dziennikarze pewnie się dokopią do materiałów, z których wyniknie,  że zasądzono  od Rokity bezpośrednio na rzecz Kornatowskiego zaledwie kilka tysięcy złotych. Powtarzam kilka tysięcy złotych, a nie 350 tysięcy. Wobec notorycznego lekceważenia wyroków sądowych Kornatowski uruchomił komornika i odzyskał dotychczas część tego zobowiązania (kilka tysięcy złotych).
Sąd nakazał również zamieszczenie stosownych przeproszeń w trzech konkretnych gazetach. Koszty prawdopodobnie zamkną w kwocie ok. 100 tysięcy złotych. Ciągle wracam do pytania gdzie te 350 tysięcy złotych, o których aż huczy w mediach? Od razu też się odezwali politycy złaknieni rozgłosu oskarżając rząd o bezczynność i brak pomocy dla biednego Rokity. Inni dostali jeszcze większego pomieszania z poplątaniem i dla efektów medialnych zaczęli publiczną zbiórkę pieniędzy dla Rokity. Totalna głupota nas zalewa. Od początku wystarczyłoby zwykłe słowo przepraszam. Ugoda była możliwa na każdym etapie sprawy, ale Rokita, podobnie jak w słynnej podróży lotniczej, uznał, że ważne są tylko jego chore ambicje. Tylko dlaczego my mamy za to, tak czy owak płacić?

Roman Nowicki


Zamieszczone 13.VI.13 w Natemat
KREW MNIE ZALEWA
    Wstyd mi za metody, które zastosował L. Miller w zwalczaniu ważnej dla konsolidacji ruchów lewicowych inicjatywy Europa Plus. To on dał sygnał do wywlekania „choroby filipińskiej” w walce politycznej. Jest to wielka niegodziwość, tym większa że dotycz własnego, lewicowego środowiska. Nawet powszechnie krytykowany prezes PIS nie posługiwał się ostatnio podobnymi inwektywami. To nie służy interesom SLD dodatkowo deprawuje dyskurs polityczny. Zamiast dyskusji- inwektywy. Fakt że L.Miller boi się wysokich notowań byłego prezydenta jak diabeł święconej wody nie usprawiedliwia takiego postępowania. Ale okazało się że szef SLD dobrze zna świat mediów i wiele wskazuje że takim postępowaniem swój cel może osiągnąć. Byłem w piątek wśród dziennikarzy na konferencji prasowej Europa Plus. Bardzo dobre merytoryczne spotkanie. Bardzo dobre wyważone wystąpienia Kwaśniewskiego. Znakomita, prestiżowa ekipa pełnomocników (profesorowie, prawnicy, działacze społeczni). Po zakończeniu konferencji, kiedy Prezydent Kwaśniewski wychodził, jakaś dziennikarka (w widoczny sposób sojuszniczka myślenia Millera) wykrzyczała swoje podstawowe pytanie: „panie prezydencie a co z tym alkoholem?”. Tacy dzisiaj jesteśmy. To my, potęga medialna, kreujemy ten coraz powszechniejszy kult cwaniactwa, chamstwa, świńskich ryjów, bo tylko wtedy można się przebić do mediów.
    Kilka innych przykładów obrazujących rolę mediów we współczesnym świecie. W kwietniu ubiegłego roku w sejmie zorganizowano z udziałem wybitnych konstytucjonalistów i Fundacji Batorego wielką konferencję z udziałem kilkudziesięciu największych organizacji na fundamentalny temat skandalicznej jakości stanowionego w Polsce Prawa. Konferencję prowadził poseł Ryszard Kalisz. Zaproszono dziennikarzy, były konkretne propozycje rozwiązań. Po zakończeniu jedyne pytanie, które zadali dziennikarze Kaliszowi na korytarzu, dotyczyło wyroku jaki w tym akurat dniu ogłosił Trybunał w Strasburgu. Organizatorzy w maju ubiegłego roku wystąpili do Pani Marszałek z prośbą o przyjęcie delegacji, w skład której miał wchodzić m.in. były prezes Trybunału Konstytucyjnego, byli ministrowie sprawiedliwości, przedstawiciele Fundacji Batorego i eksperci organizacji pozarządowych celem przedstawienia wniosków z tych obrad. Do dzisiaj Pani marszałek nie miała czasu, żeby spotkać się. Nie ma sprawy w mediach, nie ma nacisku opinii publicznej, to znaczy można problem zlekceważyć. Gdyby w trakcie obrad pojawił się świński ryj wszystkie media od rana do nocy by o tym mówiły i pisały, a przy okazji i o tych obradach.
    Inny przykład. Kilka lat temu zasłużona organizacja pozarządowa Habitat znakomicie przygotowała konferencję prasową na temat polskiej bezdomności (w dawnej fabryce Norblina organizatorzy wiernie odtworzyli klitki a właściwie nory, w jakich mieszka wiele warszawskich rodzin). Były referaty naukowców, propozycje rozwiązań, dyskusje, tylko media nie dopisały, bo co to za temat. Nawet „telewizja publiczna” w wieczornych dziennikach mówiła o sprawach trzeciorzędnych, ale nic o tej tragedii setek tysięcy polskich rodzin. Po jakimś czasie Habitat powtórzył konferencję podając w zaproszeniu, że będą siostry Radwańskie. Na konferencję zwalił się tłum dziennikarzy. Nie problem był ważny a sensacja w postaci ulubionej pary tenisistek.
    Leszek Miller dobrze o tym wszystkim wie więc nie podjął żadnej merytorycznej dyskusji z inicjatywą Europa Plus, ale za to uruchomił pod publiczkę demony z Charkowa. I dzisiaj widać, że stary lis polskiej polityki miał rację. Po konferencji pojawiły się krytyczne w większości informacje, że wśród pełnomocników Europy Plus nie było żadnych znaczących osobistości(?) i oczywiście wątek Millera o alkoholu ostro wspierany przez PIS. Byłem i widziałem, przedstawiono godnych pełnomocników nowej inicjatywy jednoczenia lewicy, którzy zaprezentowali wiarę, chęć do działania i przeświadczenie, że można coś zmienić na lepsze. Tymczasem wieczorem ze zdumieniem obejrzałem w kilku przekazach telewizyjnych tendencyjne zbliżenia na twarz prezydenta, żeby zmanipulować informację o alkoholu. Miller święci tryumfy.
    Sytuacja zresztą jest podobna jak ze sporem politycznym o marszałkinię W. Nowicką. Od początku do końca nie miała racji podejmując decyzje za, a nawet przeciw ustąpienia z funkcji marszałkini, ale dopuszczenie w Sejmie do głosowania nad Anną Grodzką na stanowisko wicemarszałkini sejmu obnażyłoby prawdę o partiach rządzących i o PIS i o SLD. Uknuto więc „spisek medialny” o zamachu na wolności poselskie, „przekonano” Nowicką do zmiany wcześniej danego słowa i złamano fundamentalną zasadę, że największe partie mają w prezydium sejmu swoich przedstawicieli. Niestety media aktywnie w tym uczestniczyły bo to była sensacja. Pełno było też niewybrednych ataków na Ruch Palikota za próbę odwołania Nowickiej z marszałkini. Tymczasem Palikot miał do tego pełne prawo. Inne partie stosują podobne sankcje i to nie budzi większych sensacji. Przykład - wyrzucenie Kalisza za nic z SLD.
    I tak od zachowania szefa SLD doszliśmy do naszego własnego dziennikarskiego podwórka. To my w dużym stopniu w pogoni za sensacją kreujemy zachowania publiczne, za które potem nie chcemy brać odpowiedzialności. Może czas na jakieś refleksje.

Roman Nowicki


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł W starciu z arogancją władzy 1
Artykuł W starciu z arogancją władzy 2


Logo Tygodnik
Art. Tygodnik Regionalny- Będzie dom kultury


11 lutego 2013
WSZYSCY NA JEDNEGO – BRONIĘ WIĘC PALIKOTA

No i mamy problem Wandy Nowickiej. Powszechna chęć zniszczenia Palikota i ugrania czegoś dla siebie wzięła górę nad interesem publicznym i zdrowym rozsądkiem. Każda partia na scenie politycznej prowadzi gry i zabawy, mające zwrócić uwagę potencjalnych wyborców. Większość polityków stosuje przy tym metody dalekie od zwykłej ludzkiej przyzwoitości. W interesie Ruchu Palikota leżało ukaranie Wandy Nowickiej za przyjęcie wysokiej nagrody. Była to możliwość zademonstrowania pryncypialnego podejścia do głoszonych przez siebie zasad moralnych. Z punktu widzenia interesu publicznego było to działanie pożyteczne, bowiem na dobrym przykładzie otwierało dyskusję nad rozbieżnością słów i czynów klasy politycznej. Wydawało się, że media powinny wspierać takie działanie niezależnie od tego, jakie podskórne kombinacje polityczne temu towarzyszyły. Dodatkowo istniała szansa na pokazanie prawdziwego oblicza naszych partii politycznych w trakcie głosowania nad kandydaturą Anny Grodzkiej na stanowisko wicemarszałka Sejmu. I ten test na polską demokrację byłby najważniejszy i może trochę ozdrowieńczy dla życia publicznego.
Z punktu widzenia zwykłego obywatela nie miało większego znaczenia, że autorem pomysłu był Ruch Palikota i czym się tak naprawdę kierowała partia wywołując ten światopoglądowy i moralny konflikt. Zagotowało się jednak w konkurencyjnych partiach, które niezależnie od rzeczywistego interesu publicznego obawiały się sukcesu Ruchu Palikota jak diabeł święconej wody. Przestały się liczyć odrębności polityczne i ideowe. Nastąpiło zdumiewające zjednoczenie ponad podziałami pokazujące co tak naprawdę się liczy w polityce. Postanowiono za wszelką cenę zniszczyć inicjatywę stosując często działania z pogranicza przyzwoitości. Pod obłudnymi argumentami wszystkie pozostałe partie polityczne nagle zapałały gorącą miłością do Nowickiej. Fałsz wyczuwało się na milę. Najprostszym sposobem zamienienia możliwego sukcesu w klęskę było odrzucenie w głosowaniu wniosku o odwołanie posłanki Nowickiej ze stanowiska wicemarszałka sejmu. PO zyskiwało dodatkowo szanse ukrycia głębokich podziałów we własnej partii. Odrzucenie wniosku Ruchu Palikota o odwołanie Wandy Nowickiej ze stanowiska wicemarszałka dawało szansę wszystkim partiom uniknięcia jawnego głosowania nad kandydaturą Anny Grodzkiej, co wymagałoby jasnych i publicznych deklaracji ideowych. I o to w istocie chodziło. Nie powinna więc dziwić ta jedność w głosowaniu na sali sejmowej nad odrzuceniem wniosku Ruchu Palikota (wstrzymanie się od głosu PIS było faktycznie też głosowaniem przeciwko szansie na wybór Anny Grodzkiej). Taką zmową złamano przy okazji żelazną zasadę, że na stanowiska wicemarszałków kandydatów wysuwają kluby reprezentujące partie, które wygrały w powszechnych wyborach. Powstał groźny precedens do tego, żeby w przyszłości partia, która wygra wybory i uzyska bezwzględną większość w parlamencie mogła dowolnie obsadzić wszystkie stanowiska marszałkowskie swoimi posłami i senatorami. Zdaje się, że Palikot brał pod uwagę taki obrót sprawy dlatego domagał się od Nowickiej jasnej deklaracji, że ustąpi sama, jeżeli sejm nie przyjmie wniosku jego partii. Nowicka takie przyrzeczenie złożyła przy świadkach. Obietnica została złożona publicznie i budziła uznanie. Posłanka zawdzięczała swojej partii wybór do sejmu i stanowisko marszałkowskie, więc takie zobowiązanie tym bardziej było możliwe i oczywiste. Wycofanie się z tej deklaracji musiało zaskoczyć bowiem w sposób oczywisty było korzystne dla wszystkich skłóconych partii z wyjątkiem ruchu Palikota. Każda z tych formacji liczyła i liczy na polityczne zyski z tej rozdmuchanej awantury, co stało się możliwe w wyniku decyzji posłanki Nowickiej. Kościół po cichu też jest zainteresowany takim obrotem sprawy, bo w sposób aksamitny osiąga swoje cele. Martwi stronnicze zachowania Kongresu Kobiet, który jak wytrawna partia polityczna z niedobrym bagażem z przeszłości, wykorzystuje niezręczną i karygodną wypowiedź Palikota w stosunku do pani poseł Nowickiej odwracając uwagę od istoty sprawy.
W tej żenującej przepychance wszyscy już zapomnieli, że na początku chodziło o bulwersujące przyznanie wysokich nagród marszałkom i o prawdziwy test zachowań posłów przy głosowaniu nad nową kandydaturą na wicemarszałka. Teraz ku uciesze mediów wszystko sprowadzono do bitwy na słowa o to, czy Palikot zmuszał Nowicką czy nie i co miał na myśli mówiąc o gwałcie. Publiczna korzyść z tej prowokowanej nagonki przeciwko Palikotowi jest jedna - oto wyszło szydło z worka i możemy przez chwilę zobaczyć karykaturalną postać naszej polityki.

PS
Przed chwilą wysłuchałem poranną audycję w TOK FM, w której większość dziennikarzy zaatakowała ostro Palikota, że robi cyrk, żeby przebić się do mediów. No więc przykład. Wszyscy wiemy, że w Polskim parlamencie tworzymy kompromitująco złe prawo inwestycyjne i nie tylko. W kwietniu ubiegłego roku zorganizowano w sejmie wielkie przesłuchanie publiczne na ten temat z udziałem wybitnych konstytucjonalistów, kilkudziesięciu organizacji pozarządowych i Fundacji Batorego. Z tej okazji przygotowano specjalne wydawnictwo stanowiące zbiór opracowań o konkretnych przykładach upolityczniania prawa. Wszystkie redakcje i dziennikarze otrzymali zaproszenie na konferencję prasową w tej sprawie. Nie było „cyrku”, była fundamentalna dla polskiej gospodarki sprawa. I co? I nic. Nikt o tym nie napisał i nie powiedział w środkach masowego przekazu. W tym czasie media pełne były kompromitujących kłótni i sporów politycznych o nic. Inny przykład. Kilkanaście miesięcy temu CBOS ogłosiło wyniki badań na temat bardzo złej sytuacji mieszkaniowej Polaków i bezpośrednim wpływie braku perspektyw mieszkaniowych na tragiczną sytuację demograficzną. Opracowanie zostało rozesłane do wszystkich redakcji „bez żadnego cyrku”. I co? I znowu żadna prawie redakcja tego nie zauważyła. Do dzisiaj kompletna cisza, więc może Palikot ma rację balansując na granicy cyrku i absurdu. Może to media a nie Palikot ustalają takie standardy życia publicznego?

Roman Nowicki


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Warto być razem


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Więcej Propagandy


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Rząd przeciwko powiatom?



Budwlani artykuł Karuzela Trwa



Logo Tygodnik Regionalny
Priorytet bezwzględny – ochrona przyrody
Artykuł Priorytet bezwzgledny- ochrona przyrody 1
Artykuł Priorytet bezwzgledny- ochrona przyrody 2



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Kryzys przełamany będzie dom kultury



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł 4:1 powadzą śmieci 1
Artykuł 4:1 powadzą śmieci 2


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Utoniemy w śmieciach 1
Artykuł Utoniemy w śmieciach 2


Budowlani Wywiad Echa Expose


Logo Gazeta
Artykuł Knoty prawne

Wersja powyższego artykułu w formacie "doc".

Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Rzeka Świder umiera


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Wykorzystajmy tę szansę


Logo Tygodnik Regionalny    5 kwietnia 2012
Artykuł Szansa na sukces w Woli Karczewskiej


ZADZIWIAJĄCE ZAANGAŻOWANIE
NACZELNEGO LINII OTWOCKIEJ I MOJA ODPOWIEDŹ

Artykuł Zadziwiające zaangażowanie


ODPOWIEDŹ NACZELNEMU
Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Odpowiedź naczelnemu



SMUTNA REFLEKSJA
(Tekst zamieszczony po wyborach parlamentarnych)
Jestem uczestnikiem na facebook od niedawna. Szukam jakiegoś klucza do zrozumienia tej ogromnej rewolucji w komunikowaniu się i niewykorzystanych szans z tym związanych. Zdaje się, że paradoksalnie te cuda techniki oddalają nas od siebie zamiast zbliżać. Nauczyliśmy się rozmawiać sloganami. Pisząc coś, stajemy na wszelki wypadek obok siebie udając, że popieramy, albo ganimy, ale tak naprawdę i na wszelki wypadek to nie my, tylko ręka, która to pisze. Świetnym przykładem są politycy, którzy nauczyli się tej sztuki do perfekcji. Doskonale to było widać przed wyborami: ktoś kokieteryjnie nas pytał na facebooku, jakie zdjęcie wybrać na plakat, inni pokazywali ulubione koty i psy, ale tylko w tej krótkiej chwili kampanii wyborczej żeby zasugerować, że są normalnymi ludźmi, którzy potrafią kochać. Jeszcze inny polityk drukował biuletyn ministerstwa, żeby pokazać ile dobrego robi resort, którym kieruje. Szef sejmiku podobnie, znany wicepremier podobnie. Zupełnie świadomie, w jakimś sensie prowokacyjnie, adresowałem na facebooku do tych polityków prosty problem konkretnej wsi z walącym się domem kultury, żaden nie odpowiedział. To wymagałoby jakiegoś dodatkowego wysiłku, trochę serca i zaangażowania, a oni chcą osiągnąć cele jak najprostszymi środkami. Na szczęście już po wyborach.
Roman Nowicki



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Wolę Karczewską dalej zalewa



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Idzie zima



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Śmieci



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Smród



Logo Tygodnik Regionalny
Artkuł Fatum jakies czy co



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Waldemar Rybka sołtysem



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Spisek w Woli Karczewskiej



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Wybory bez gruszek na wierzbie



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Budujemy Mosty



Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł: Bandycki napad na księdza


Artykuł Dom Kulyury w Woli Karczewskiej


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Uwaga, wybory samorządowe



Logo Forbes
Forbes 1
Forbes 2
Forbes 3
Forbes 4



Logo Tygodnika Regionalnego
Artykuł Wola Karczewska na dobrej drodze



UCHWAŁA ZEBRANIA WIEJSKIEGO
Wola Karczewska 13 grudnia 2009

W uznaniu zasług Pana Romana Nowickiego, który od wielu lat bezinteresownie i społecznie pomaga rozwiązywać żywotne problemy naszej wsi (ochrona rzeki Świder, budowa jedynej drogi przez wieś, przygotowanie warunków do kończenia budowy domu kultury, starania o nowe przystanki autobusowe i tablice ogłoszeniowe, prowadzenie od czterech lat stałej galerii fotograficznej itp.) Rada Sołecka wnioskuje o nadanie Romanowi Nowickiemu tytułu:

HONOROWEGO SOŁTYSA
WOLI KARCZEWSKIEJ


Mieszkańcy Woli Karczewskiej zgromadzeni na zebraniu wiejskim w dniu 13 grudnia 2009 przedłużają jednocześnie upoważnienie dla Romana Nowickiego do reprezentowania interesów wiejskich wobec władz gminnych i powiatowych w zakresie uzgodnionym z Sołtysem.

(ZEBRANIE AKCEPTOWAŁO JEDNOMYŚLNIE)

Linia Otwocka
Wieś z dwoma sołtysami


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Śmieci nas zalewają


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł Drogowcy robią z gęby cholewę


Logo Trybuna
Artykuł W siną dal


Logo Trybuna
Artykuł Winny jest rząd


Artykuł  Wyraźnie i ostro


Logo Gazeta
Artykuł Rząd skąpi


Logo Trybuna
Artykuł Polska bezdomna


Logo Tygodnik Regionalny
Artykuł- W kręgu absurdu

Art. Deweloperzy budują sześciany


Gazeta Finansowa- W martwym punkcie resortu



Artykuł Wiadomości Projektanta 1
Artykuł Wiadomości Projektanta 2


Art. Głupota czy prowakacja


Art. Rynek to nie bajka


Art. Sygnały ostrzegawcze


Logo Trybuna
Artykuł Głową w mur


Logo Trybuna
Artykuł Cudów nie ma


Art. Trybuna Klatka (pod pseudonimem)


Artykuł Skazani na Układy 1
Artykuł Skazani na Układy 2


Art. Budownictwo na zakręcie


Art. Kompromitacja mieszkaniowa


Art. Felieton VAT-em w budownictwo


Art. Puls Biznesu Ordery Otwartych Serc zdęcie
Art. Puls Biznesu Ordery Otwartych Serc


Art. Znieść VAT w budownictwie


Art. Gazeta o korupcji


Art. Prawo i Gospodarka o inwestorach


Art. Trybuna Na naszych warunkach


Art. Trybina Na Tytaniku


Artykuł Roman idzie w górę   Logo Tygodnik Popularny


Art. Felieton Optymistyczny na koniec wieku


Art. Lepiej? Nie, jest jeszcze gorzej


W doborowym towarzystwie


Trochę oberwałem 1

Trochę oberwałem 2


Tytuł rysunkowy

OBRONA POLSKICH PRZEDSIĘBIORSTW
-CZYLI WALKA Z WIATRAKAMI

Początek lat 90-tych ubiegłego wieku.
W pierwszych latach naszej transformacji ustrojowej Fundacja Bezdomnych i Izba Przemysłowo – Handlowa Producentów i Sprzedawców dla Budownictwa zajęły się profesjonalnie obroną dobrego, polskiego przemysłu budowlanego. Na fali euforii, jaka wówczas ogarnęła kraj mało kto dostrzegał, że zalewa nas nieuczciwa konkurencja gigantów przemysłowych z zachodu. Dumping cenowy skutecznie doprowadzał do bankructwa nawet najlepsze polskie zakłady. Rządzący nie zdawali sobie najczęściej sprawy ze skali zagrożeń i nie potrafili stworzyć równych warunków do konkurencji na rynku polskim. Do tego wszystkiego producenci zachodni dysponowali ogromnymi środkami finansowymi na reklamę i marketing, a firmy polskie nie ze swojej winy ledwie wiązały koniec z końcem. Nic dziwnego, że bankructwa nawet najlepszych stały się chlebem powszednim.
Te paradoksy i zwykłe nadużycia chcieliśmy pokazywać na przykładzie konkretnych przedsiębiorstw. Najlepsze otrzymywały specyficzny znak jakości, pomoc w reklamie swoich wyrobów i były prezentowane na częstych konferencjach prasowych. Niestety robiliśmy to bez żadnej pomocy Państwa. Na konferencje prasowe zawsze szukaliśmy jakiegoś dowcipu, anegdoty czegoś prostego, co wbrew panującej modzie trafi do wyobraźni zgromadzonych dziennikarzy. Jeden przykład - Fabryka Naczyń Emaliowanych w Olkuszu. Wspaniały, znany w Europie i na świecie zakład zatrudniający połowę mieszkańców miasta. Przed konferencją prasową poprosiłem dyrektora o prosty przykład dlaczego jesteśmy skazani na przegraną. Opowiedział mi następującą historię: „w okresie koniunktury wybudowaliśmy stadion piłkarski dla mieszkańców. Kiedy przyszedł kapitalizm zwróciliśmy się do wojewody z propozycją przekazania obiektu. Otrzymaliśmy odpowiedź, że nie ma pieniędzy i musimy dalej konserwować i utrzymywać stadion. Jednym słowem kupując naszą wannę kupuje pan jednocześnie kawałek stadionu. Zwróciliśmy się też do Ministerstwa Obrony Narodowej, żeby dał zlecenie na produkcję zbrojeniową w specjalnie wybudowanych halach na ten cel, lub je zabrał sobie. Odpowiedź przyszła podobna, zleceń nie będzie, hale musimy konserwować i utrzymywać, bo tego wymaga racja stanu. I tak kupując naszą wannę kupuje pan dodatkowo granat. Jak w tych warunkach można konkurować z wanną włoską (gorszą od polskiej), która jest pozbawiona tych obciążeń, a jednocześnie rząd włoski dał swoim zakładom specjalne ulgi podatkowe za eksport?” A więc przegrywali również najlepsi na skutek indolencji rządzących.

Wycinek 1

Wycinek 2

Wycinek 3

List do Wałęsy



800 lecie ceramiki



Wola Karczewska - mała, zaniedbana wieś w powiecie otwockim. Bywam tam kilka razy w roku. Roboty przy jedynej drodze przez wieś przerwano w połowie 20 lat temu. Dzięsięć lat temu rozpoczęto budowę Domu Kultury i też zaniechano. Poza błędami władz wszystkich szczebli ogólna niewiara w sens działania. Przez kilka ostatnich lat staraliśmy się coś z tym zrobić. Uruchomiłem stałą galerię fotograłiczną z codziennego życia wsi. Po wielkich walkach udało się zdobyć środki finansowe na kończenie drogi. Dom Kultury prawie zdobył wlaściciela co umożliwi jego kończenie. Wieś zaczyna wspólnie działać na rzecz lepszej przyszłości i uwierzyła, że są szanse na wyrwanie się z marazmu.

 

ZGODA BUDUJE

Wiele wskazuje, że zła passa Woli Karczewskiej została ostatecznie przełamana. W ubiegłym roku, po wieloletnich, zgodnych i profesjonalnych staraniach Zarząd Dróg Powiatowych mógł przystąpić nareszcie do kończenia jedynej drogi przez wieś. Dzięki składkowej pomocy gminy i powiatu roboty będą kontynuowane również w roku bieżącym. Nakłady w wysokości 160 tysięcy złotych pozwolą na poważne zaawansowanie prac. Jeszcze rok, dwa i droga zostanie zakończona. Mieszkańcy odetchną z ulgą i będą mogli nareszcie otwierać okna bez obawy, że uduszą się w kurzu.

Jak się wydaje nastąpił również przełom w budowie Domu Kultury w Woli Karczewskiej. Początkowo budowała go cała wieś przy pomocy gminy. Piękny zbiorowy wysiłek i nagle jakby piorun strzelił. Skończył się patronat samorządu, na budowie zapanowała na wiele długich lat martwa cisza. Obiekt niszczał przy wydatnej pomocy przyjezdnych wandali, którzy korzystali, że budynek nie miał gospodarza, głównie za sprawą bałaganu w dokumentach i urzędniczej indolencji. Gmina słusznie mówiła, że nie może inwestować w obiekt, którego nie jest właścicielem, a w powiecie nie można było znaleźć papierów dokumentujących własność gruntów przed 1958 rokiem., W końcu mieszkańcy Woli Karczewskiej postanowili przerwać ten zaklęty krąg. Postawili jednak gminie kilka warunków – zostanie potwierdzone na piśmie, że po przejęciu nie zostanie zmienione pierwotne przeznaczeni obiektu (dom kultury) i że całość nieruchomości nie zostanie sprzedana prywatnemu nabywcy. Pod projektem porozumienia podpisało się prawie 100 mieszkańców wsi. Finał nastąpił 17 czerwca w Woli Karczewskiej, kiedy to Wójt Marek Jędrzejczak na oczach całej wsi podpisał ostatecznie porozumienia. Wójt obiecał, że jak powiat i województwo załatwią szybko formalności to w przyszłym roku budowa ruszy z kopyta. Ceremonii towarzyszył plakat z napisem „Tu jest ściernisko, ale wkrótce będzie San Francisco” (z piosenki Golec uOrkiestra). Warto dodać, że współpraca przy przygotowywaniu potrzebnych dokumentów byłą wzorcowa, za co wójt otrzymał liczne podziękowania.

Roman Nowicki

WIEŚ UWIERZYŁA
Wola Karczewska

17 CZERWCA 2009 PODPISANIE POROZUMIENIA Z GMINĄ
Wola Karczewska 1

Wola Karczewska 2

Wola Karczewska 3

Wola Karczewska 4

STAŁA GALERIA FOTOGRAFICZNA
Wola Karczewska 5

Wola Karczewska 6



Wywiad w Tygodniku 1
Wywiad w Tygodniku 2


Artykuł z Trybuny


Złe wieści- artykuł z GW


Przez auta szybę


Artykuł "Z siebie się śmiejecie"


Artykuł z Trybuny Korkociąg głupoty


Artykuł z Trybuny Prywata wygrywa


Artykuł z Trybuny- Wandale


Artykuł z Trybuny- Wandale


Co ma piernik do wiatraka


Artykuł w Tygodniku


Artykuł z Trybuny


Artykuł


Wywiad z Romanem Nowickim


Artykuł z Trybuny- Wyniszczający monopol


Kto za to odpowie?


Artykuł "Kto odpowie"


ODZNACZENIA KONFEDERATKĄ

Dyplom KPP

Dyplom KPP

Zdjęcie zbiorowe z KPP
ODZNACZENI W TOWARZYSTWIE WICEPREMIERA WALDEMARA PAWLAKA I PREZYDENTA KPP ANDRZEJA MALINOWSKIEGO

Premier w KPP
WICEPREMIER W. PAWLAK WRECZA KONFEDERATKĘ R. NOWICKIEMU

Laureaci nagrody „Konfederatka – Przyjaciel Pracodawcy 2007”:

    1.    Jerzy Hausner (kategoria: gospodarka)

za odwagę przeprowadzania reform oraz niepolityczne patrzenie na polskie problemy społeczne i gospodarcze. Za szacunek dla partnerów dialogu trójstronnego, umiejętne pozyskiwanie sojuszników dla swoich nowatorskich koncepcji. Za takt, umiar i uznanie dla odmiennych poglądów.

    2    Roman Nowicki (kategoria: gospodarka)

za to, że jest dobrym duchem budownictwa mieszkaniowego w Polsce i od wielu lat upomina się o nadanie tej gałęzi gospodarki odpowiedniej rangi. W podziękowaniu za to, że potrafi nie oszczędzać gorzkich słów politycznym decydentom, wówczas gdy w grę wchodzi dobro gospodarki.

    3.    Mirosław Cielemęcki (kategoria: media)

za cotygodniowe popularyzowanie problematyki gospodarczej i wyjaśnianie jej meandrów, za dziennikarską rzetelność oraz warsztatowy profesjonalizm – tak rzadki dziś w tym zawodzie oraz za promowanie wolnego rynku i wartości konstytuujących polską przedsiębiorczość.

    4.    Paweł Adamowicz (kategoria: samorządy terytorialne)

za budowanie przyszłości Gdańska w oparciu o jego historię. Za codzienne udowadnianie, iż to samorządność jest podstawą mocy i trwałości Rzeczypospolitej. Za pracę u podstaw, będącą wzorem godnym naśladowania.

    5.    Jan Guz (kategoria: związki zawodowe)

za troskę o poszanowanie zasad dialogu społecznego i kierowanie się zasadą nadrzędności interesów całego społeczeństwa nad partykularnymi interesami poszczególnych jego grup. Za umiar, ekonomiczny rozsądek i zrozumienie fundamentalnych praw wolnego rynku.

    6.    Wiesław Siewierski (kategoria: związki zawodowe)

za troskę o poszanowanie zasad dialogu społecznego i kierowanie się zasadą nadrzędności interesów całego społeczeństwa nad partykularnymi interesami poszczególnych jego grup. Za umiar, ekonomiczny rozsądek i zrozumienie fundamentalnych praw wolnego rynku.

    7.    Zbigniew Kruszyński (kategoria: związki zawodowe)

za troskę o poszanowanie zasad dialogu społecznego i kierowanie się zasadą nadrzędności interesów całego społeczeństwa nad partykularnymi interesami poszczególnych jego grup. Za umiar, ekonomiczny rozsądek i zrozumienie fundamentalnych praw wolnego rynku.

    8.    Michał Kleiber (kategoria: instytucje naukowe)

za twórczy wkład w budowę podstaw polskiej gospodarki opartej na wiedzy oraz niestrudzone popularyzowanie wartości oraz idei służących rozwojowi polskiej myśli naukowej i modernizacji gospodarki.


Artykuł z Trybuny



Wspomnienie wiecu



Artykuł z Woli Karczewskiej 1

Artykuł z Woli Karczewskiej 2


Po 30 latach publikujemy fragment stenogramu z posiedzenia rządu w 1976 roku pod przewodnictwem Piotra Jaroszewicza na temat opracowania Romana Nowickiego o budownictwie indywidualnym na wsi. Dopiski i podkreślenia – R. N. Tekst sam w sobie jest kuriozalny.

Stenogram z Posiedzenia rządu w 1976 r.

Stenogram z Posiedzenia rządu w 1976 r.

Stenogram z Posiedzenia rządu w 1976 r.

Stenogram z Posiedzenia rządu w 1976 r.


POLACY PRZECIWKO POLAKOM?

    Ze zdziwieniem przeczytałem artykuł Pana Piotra Ciszewskiego „Antyspołeczna dyrektywa”, który w całości dotyczy problematyki liberalizacji rynku usług przez państwa członkowskie UE. Żeby w krótkich słowach wyjaśnić skąd to moje zdziwienie chciałbym przypomnieć przynajmniej dwa fakty świadczące o tym, że nigdy w ostatnich latach nie było wspólnoty interesów związków zawodowych bogatych krajów europejskich i nowych kandydatów i członków Unii Europejskiej. Wystarczy przypomnieć powszechnie znaną umowę polsko-niemiecką z 1990 roku o pracy polskich fachowców budowlanych w Niemczech. Pomimo, że umowa określała w każdym roku kontyngenty polskich robotników to niemieckie związki zawodowe robiły wszystko, co możliwe żeby umowę zablokować lub storpedować. Kolejne rządy niemieckie ze względów politycznych ulegały tym naciskom mnożąc restrykcje do granic absurdu (skomplikowany tryb uzyskiwania pozwoleń na pracę, wysokie stawki opłat, słynne brygady „FKS – Zoll”, zakaz realizacji inwestycji przez polskie firmy w „generalnym wykonawstwie”, zakaz pracy polskich fachowców w landach o wysokim bezrobociu, itp., itd.) Wszystkie te restrykcje były niezgodne z duchem umowy polsko-niemieckiej, ale funkcjonują do dzisiaj pod przemożnym wpływem lobby związkowego.
    Kilka słów na temat „brygad”. Jest to niezwykle brutalna „policja”, uzbrojona, z psami, pilnująca legalności zatrudnienia i porządku formalno-prawnego na budowach, na których pracują polscy robotnicy. Restrykcyjność tej formacji jeszcze się wzmogła po przekształceniach w połowie 2004r. i podporządkowaniu niemieckiemu ministrowi finansów. Wśród tych negatywnych decyzji służbom celnym przyznano status quasi-prokuratora, dzięki któremu mogą one oskarżać o przestępstwa karne z tytułu zaniżania płac i nieprawidłowego oskładkowania (przedtem były to wykroczenia administracyjne). „FKS – Zoll” bardzo często działa metodą faktów dokonanych, mnożąc oskarżenia o przestępstwa socjalno-podatkowe i o szmugiel pracowników, żeby zdobyć dla niemieckiego budżetu kwotę 1 mld EURO (zapisaną w budżecie z góry po stronie dochodów). Zupełnie kuriozum stanowi wykorzystywanie okolicznej ludności i „obserwatorów” do wypełniania specjalnych formularzy donosów.
    Wszystkie te działania swój początek mają w ochronie niemieckiego rynku pracy i postulatach niemieckich związków zawodowych.
    Znany jest powszechnie w Europie przykład estońskiego przedsiębiorstwa usługowego, które założyło swoją filię w Szwecji i prowadziło usługi w oparciu o ceny kraju macierzystego. Szwedzkie związki zawodowe doprowadziły w krótkim czasie do bankructwa estońskiego przedsiębiorstwa domagając się płac dla robotników estońskich na poziomie szwedzkim. Trzeba w tym miejscu dodać, że zarówno polskie firmy w Niemczech, jak również estońska firma w Szwecji otrzymywały zlecenia znacznie tańsze niż przeciętne na tych rynkach, ale wymagano, żeby płace były porównywalne z robotnikami miejscowymi.
    Zupełnie na marginesie chcę przypomnieć, że sporo emocji budziło swojego czasu otwarcie rynku towarów. Ale nikomu nie przyszło przecież do głowy, żeby w przepisach unijnych domagać się zrównania cen towarów importowanych z cenami towarów wytwarzanych na rynkach wewnętrznych. Tymczasem taki absurd próbuje się wprowadzić w eksporcie usług.
    Dyrektywa usługowa nie rozwiązuje wszystkich problemów, a nawet ich znaczącej części, ale z punktu widzenia interesów nowych krajów, które przystąpiły do UE mogła stanowić istotny postęp. Z naszego punktu widzenia można powiedzieć, że większe problemy dla polskich robotników stwarza istniejąca już od dłuższego czasu Dyrektywa nr 96, która dotyczy m.in. BHP, urlopów, minimalnej płacy, itp.
    Polscy związkowcy demonstrujący w Strasburgu zostali wprowadzeni w błąd. Wygląda to wszystko tak, jakby delegacje Solidarności i OPZZ poparły na terenie Niemiec demonstrację w sprawie zaostrzenia restrykcyjnej polityki przeciwko polskim robotnikom. Artykuł Pana Piotra Ciszewskiego nie przysłużył się dobrze zrozumieniu tych spraw. Rządy Francji i Niemiec już dzisiaj dają wyraz zadowolenia z pomocy polskich związków zawodowych.
    Zachęcam do przeczytania stanowiska i kilku ekspertyz w tych sprawach zamieszczonych na stronach www.kongresbudownictwa.pl.

Roman Nowicki


Artykuł z Pulsu Biznesu z 21.03


Artykuł z Pulsu Biznesu z 29.03


maj 2005r.

WSPOMNIENIA Z TAMTYCH SZALONYCH LAT

    Kto by pomyślał, że ten ciągle młody, wspaniały wydział budownictwa lądowego Politechniki Warszawskiej ma już dziewięćdziesiąt lat.
    Studia na Wydziale rozpocząłem w 1956 roku, a więc 49 lat temu. Z tej perspektywy wszystko dzisiaj wygląda pięknie, zacierają się konflikty i problemy, a najgorsi profesorowie przypominają starych dobrych przyjaciół, a wszystkie bez wyjątku koleżanki były wówczas piękne i ponętne jak Jennifer Lopez.
    Kilka wspomnień i anegdot, które mogą ubarwić ten świetny jubileusz.
    Rozpoczynając studia zamieszkałem wraz z kolegami w akademiku przy Placu Narutowicza. Jak czas pokazał niezła to była paczka – kilku z nas zostało znanymi przedsiębiorcami, członkami władz samorządowych Warszawy, średniej klasy politykami (poseł), działaczami społecznymi, a jeden nawet został profesorem i szefem ważnego instytutu.
    Ale o tym w 1956 roku nikt nie myślał. Mieszkaliśmy początkowo na ósmym piętrze z oknami wychodzącymi na „studnię” (akademik przy Narutowicza stanowią wysokie budynki usytuowane na obrysie kwadratu – w środku jest wspomniana „studnia”). Mój przyjaciel Witek S. przez rok waletował w pawlaczu będąc nadkompletem w naszym siedmioosobowym pokoju.
    Byliśmy pełni marzeń o lepszym świecie, czas zajmowały randki i uganianie się za dziewczynami, a tylko w stosunkowo niewielkim stopniu nauka, i to z wyraźną niechęcią (poza przyszłym profesorem).
    Stałym elementem głupich dowcipów studenckich było rzucanie w nocy butelek wypełnionych wodą do studni. Towarzyszył temu potworny huk spotęgowany przez wielokrotne echo. W kilkuset oknach natychmiast zapalało się światło, a rozbudzeni studenci w niewybrednych słowach krzyczeli, co takiemu ... zrobią, jak go złapią i wyraźnie domagali się krwi. Potem powolutku światła gasły. Narastała absolutna cisza, aż do momentu kiedy ktoś nie wrzucił kolejnej butelki. I znowu rozpętywało się piekło i tak aż do rana. Nic nie pomagały apele, nie miały sukcesu specjalne trójki aktywistów młodzieżowych, które całe noce siedziały w oknach celem wyśledzenia sprawców. Zwyrodnialców nie dawało się złapać aż do momentu kiedy myśl stania się bohaterem jednej chwili dopadła mnie. Miałem raczej niskie mniemanie o sobie i tym bardziej podziwiałem odwagę tych, którzy podejmowali to wielkie i najgłupsze z możliwych wyzwań. Aż którejś nocy poczułem, że nadszedł mój czas i bez dramatycznego obudzenia wszystkich kolegów nie da się po prostu żyć. O trzeciej nad ranem rzuciłem swoją jedyną butelkę. Wybuch był niebywały. Wszystkie okna zajaśniały. Nigdy już potem nie słyszałem tylu wyzwisk jednocześnie i nie widziałem tylu gestów potępienia. Moja mroczna radość była krótka, bowiem spośród tych 100 czy 200, którzy rzucali butelki od wielu miesięcy to właśnie mnie złapano. Na sądzie koleżeńskim mówiłem coś o Makarence i że jak zostanę wyrzucony to mogę się stoczyć i co wtedy będzie? Dano mi karę z zawieszeniem i nigdy już nie doświadczyłem tego pięknego uczucia rzucania butelki z wodą w „studnię” akademika przy pl. Narutowicza w Warszawie.
    Druga anegdota dotyczy Prof. Pieślewicza, który wykładał geometrię wykreślną. Jeżeli ktoś zasłużył sobie na miano postrachu studentów wszechczasów to chyba właśnie Pan Profesor. Groźna w każdym calu postura, wielka burza rozczochranych włosów i krzaczastych brwi, najgroźniejsze z groźnych spojrzeń, brak jednej nogi i posługiwanie się głośne i demonstracyjne kulą, tubalny głos i zdecydowane upodobanie do stawiania dwój i pał składało się na obraz Profesora wyrobiony przez naszą imaginację i potworne opowiadania nosicieli tychże pał i dwój!
    Już wejście Profesora na katedrę w auli maximum było zapowiedzią dramatu i uzmysławiało naszą bezdenną nicość. Profesor podchodził do katedry w sposób zdecydowany i głośny, z głuchym łomotem i demonstracyjnie walił kikutem nogi o katedrę, a potem posługując się kulą rozpoczynał wykład. Ze strachu mało kto pamiętał, co mówił.
    Przed egzaminami koledzy wpadli na pomysł najgłupszego z możliwych zakładów. Założyli się mianowicie ze mną o dużą ilość słodyczy, czy zdam jeżeli przez dwa ostatnie tygodnie nie będę się uczył – co oni będą nieustannie pilnowali, żebym nawet nie zerknął do notatek lub książki. Pomyślałem, że i tak i tak nie mam żadnych szans więc zakład przyjąłem.
    W dniu egzaminu wymyśliłem niegodny podstęp. Najpierw odczekałem na giełdzie do czasu, kiedy dziewięciu nieboraków wypadło z hukiem mając oczywiście dwóje, a częściowo pały. I wtedy wszedłem. Profesor był kłębkiem rozpaczy i jeszcze bardziej groźny niż zwykle. Nim powiedział cokolwiek uprzedziłem Go: „Wyobrażam sobie jak Pan musi to przeżywać stawiając tyle ocen niedostatecznych. Może ja przyjdę za chwilę, a Pan Profesor odpocznie?”. Profesor spojrzał na mnie z wyraźnym zdumieniem i powiedział: „Pierwszy raz od dawna ktoś po ludzku zareagował na to, co się dzieje. Ci idioci myślą, że sprawia mi przyjemność stawianie dwój. Dziękuję, że Pan dostrzegł ile zdrowia mnie to wszystko kosztuje. Tam leżą kartki z zadaniami (leżało ok. 60 zadań) niech Pan sobie wybierze co chce a ja trochę odpocznę”. Uczciwie muszę powiedzieć, że dwa razy sprawdzałem wszystkie, aż z trudem znalazłem pytania, na które mogłem cokolwiek odpowiedzieć. Po jakimś czasie Profesor sprawdził i powiedział mniej więcej tak: „O widzę, że na Panu się nie zawiodłem, mogę postawić 3+ ale proponuję Panu, że zadam jeszcze jedno proste pytanie i wtedy z przekonaniem postawię Panu 4”. Wiedziałem, że nie odpowiem już w tym momencie nawet na pytanie, kiedy się urodziłem, wic poprosiłem, żeby zostało tak jak jest. Ta przygoda uzmysłowiła mi, że pod zewnętrzną, groźną powłoką, kryło się w Profesorze wielkie serce i dobroć, której nie dawaliśmy szans na promieniowanie pełnym blaskiem.
    Anegdota z innej beczki. W 1956 roku cała Politechnika kipiała od rewolucyjnych nastrojów. Studenci byli kochani przez wszystkich, a szczególnie przez klasę robotniczą FSO na Żeraniu, bo nieśli ze sobą młodość, czystość intencji, spontaniczność, i stanowili szansę na sukces rewolucji rodzącej się w sercach, głowach i czynach. Przywódcą robotników na Żeraniu był legendarny Goździk. Na Politechnice Warszawskiej działało wówczas kilkadziesiąt komitetów rewolucyjnych o różnych orientacjach politycznych i różnych wpływach (małych, dużych i nijakich). Byłem szefem jednego z nich z całkowitą wiarą, że ja i moi koledzy zbawimy świat. Dnie i noce wypełniały dyskusje i zażarte spory o świetlaną przyszłość. Dużo alkoholu, atmosfera gęsta również od dymu papierosów i ostre dążenie do wolnych wyborów z hasłem „Tymanowski i Lasota do Sejmu”. Nastał czas wielkiego października, demonstracji ulicznych, wiecznych utarczek z milicją i niezwykłych, wymyślnych inwektyw rzucanych ze wszystkich możliwych okien na placu Politechniki w kierunku ponurych formacji ZOMO otaczających studentów.
    Do dzisiaj pamiętam prezent w postaci łusek od kul, który przywiozła do mojego komitetu rewolucyjnego delegacja z walczącego Budapesztu. Pamiętam również opowiadanie uciekiniera z łagrów syberyjskich, któremu pijany żołdak obciął piłą do ścinania drzew nogę za zbyt wolną pracę.
    W październiku 1956 roku byłem w auli Politechniki Warszawskiej na słynnym wiecu – na którym miał przemawiać właśnie legendarny Goździk – niezwykły trybun ludowy. Kilkadziesiąt tysięcy studentów na galeriach, krużgankach i wokół Politechniki chcących jednocześnie wykrzyczeć swój protest przeciwko władzom i ustrojowi. Zdawało się, że wystarczy mała iskierka, żeby ta rozpacz rozlała się na ulice i gołymi rękami zaatakowała milicję i ZOMO. Trwał burzliwy wiec w oczekiwaniu na delegację robotników z Żerania. Coś mnie podkusiło żeby się ustawić w kolejce do mównicy. Sala i zebrani decydowali kto może przemawiać i jak długo. Zwykle po pierwszym zdaniu dla słuchających gorących głów było już wszystko jasne. Jeżeli te kilka słów się nie podobały delikwent był spędzany z trybuny gwizdami, krzykiem i tupaniem. Prawa rewolucji były bezwzględne i okrutne. Kolejka posuwała się do przodu szybko, bo prawie wszyscy zabierający głos byli natychmiast wytupywani. Zlany potem czekałem na swoją egzekucję. Przestałem myśleć o tym, co chciałem powiedzieć – wiedziałem, że o wszystkim zdecyduje pierwsze zdanie. I w końcu ta chwila. Nic nie widzę przed sobą, pełna pustka w głowie i ta sekunda kompletnej ciszy przed nieuchronnym wyrokiem. Mówię coś w tym stylu: „Koleżanki i Koledzy! Nie chcemy wolności przyniesionej na bagnetach rosyjskich żołnierzy”. I nagle stał się cud – wielkie brawa i krzyki: „niech mówi dalej”. Potem zdaje się poszło mi jednak dużo słabiej. Ale to jedno zdanie było jak należy.
    Po jakimś czasie przyszedł Goździk i zaczął przemawiać. Co chwilę przerywano mu owacjami na stojąco a on mówił i mówił podtrzymując płomienie rewolucji.

Roman Nowicki



Gdy rozum śpi ...

    Ameryka do dzisiaj nie może otrząsnąć się z piętna czasów McCarthy’ego. Na oczach całej Ameryki i świata lawinowo toczyły się sprawy urągające sprawiedliwości, zdrowemu rozsądkowi i zwykłej ludzkiej przyzwoitości. Żądne sensacji „wolne i demokratyczne” media nakręcały spiralę polowań na czarownice. Po latach inspiratorzy i główni aktorzy tych wydarzeń pochowali się w mysie nory, ale plama na amerykańskiej demokracji pozostała na zawsze.
    Wildstein rozpętał bezkarnie piekło pomówień i podejrzeń. Dzisiaj zwolennicy tych działań mówią, że można przecież bronić dobrego imienia przed sądami powszechnymi. Podobnie mówiono w czasach hańby w Ameryce. Pomijając wszystko, nawet dzieci, wiedzą, że sądy w Polsce są niewydolne, każda sprawa ciągnie się latami, brakuje sędziów i pieniędzy – odesłanie pokrzywdzonych do sądów jest jawną kpiną z obywateli. Do tego wszystkiego większość osób znajdujących się na listach Wildsteina nie uzyska statusu pokrzywdzonych bo nie była aktywnie zaangażowana w opozycji. Z czym więc do sądu? Sami nie będą mieli dostępu do swoich akt więc jak i przed czym się bronić? Ostatnie pomysły, rodem z IPN, żeby rozszerzyć powszechną lustrację na radnych, wójtów, burmistrzów prezydentów miast, rektorów, dyrektorów szkół podstawowych, popierane przez niektóre partie prawicowe, zdają się potwierdzać, że rozum śpi i budzą się demony.
    Tego koła już nie zatrzyma chyba nikt. Pozostaje jedynie pamiętać, kto ten los zgotował: którzy dziennikarze (z Wildsteinem na czele), które media, którzy naukowcy i politycy. Wszyscy oni muszą wiedzieć, że nie uda się tym razem uciec od odpowiedzialności i udawać głupa jak nadejdą normalne czasy za 2 może 3 lata.

Roman Nowicki

Maccartyzm, kierunek w polityce wewnętrznej USA w 1. połowie lat 50. XX w.; zainicjowany w atmosferze zimnej wojny przez senatora J.R. McCarthy'ego, miał na celu przeciwstawienie się rzekomej infiltracji komunistycznej amerykańskiego aparatu władzy i środowisk opiniotwórczych; wsparty przez prezydenta H. Trumana (Internal Security Act z 1950), wyraził się w działalności skierowanej przeciwko personelowi instytucji państwowych (zwłaszcza Departamentów Stanu i Obrony), armii, osobistościom życia politycznego, kulturalnego oraz intelektualistom, oskarżanym o sprzyjanie komunizmowi (a w zasadzie o jakąkolwiek lewicowość); potępienie 1954 przez Senat działalności McCarthy'ego położyło kres maccartyzmowi



Artykuł Polska nie stoi budownictwem





Komentarz: Polityczny bałagan, złe prawo i szkodliwa konkurencja

BUDOWNICTWO MIESZKANIOWE –
POLSKI SKANDAL


    Świeżo opublikowane badania Światowego Forum Ekonomicznego i dane GUS o wynikach i nastrojach w budownictwie za trzy kwartały nie dają podstaw do optymizmu. W corocznie publikowanym rankingu Światowego Forum Polska znalazła się na 60 miejscu w grupie 104 ocenianych krajów. Zaledwie w ciągu jednego roku spadliśmy o 15 pozycji. Jesteśmy na ostatnim miejscu w Europie w ocenie potencjalnych inwestorów. Polityczny bałagan, przedwyborczy populizm prawie wszystkich partii politycznych przynoszą pierwsze smutne żniwo. Okazuje się, że w atmosferze polowań na czarownice, pomówień i donosów, korupcja i bałagan prawny rozwijają się jak nigdy dotąd. Ciekawe jest przy tym, że jeszcze rok temu inwestorzy uważali, że w Polsce największe zagrożenie stanowią wysokie podatki i nieprzewidywalna zmienność warunków inwestowania. W tym roku obawy te są ciągle aktualne, ale zdecydowanie na plan pierwszy wysuwa się „niesprawnie działająca władza”. Mówiąc prostym językiem, oznacza to przewlekłość w wydawaniu decyzji, brak przejrzystych reguł w funkcjonowaniu administracji gospodarczej, asekuracja urzędnicza posunięta do granic absurdu itp. Każdy każdego się boi i woli nic nie robić, co gwarantuje mu długie i szczęśliwe życie w strukturach administracji.
    W ostatnich miesiącach pojawił się niespodziewanie nowy problem. Badania GUS wykazują ustawicznie, że na czele wszystkich barier wymienianych przez przedsiębiorców jest „konkurencja”. Początkowo budziło to zdziwienie, wszak istotą kapitalizmu jest konkurencja. Wkrótce się jednak okazało, że chodzi o powszechną, niszczącą, nieuczciwą konkurencję. W majestacie prawa większość przetargów wygrywają firmy nastawione z góry na różnego typu przekręty. Z materiałów otrzymanych z Lublina wynika, że na 14 przetargów 10 wygrały przedsiębiorstwa, które przedstawiły oferty o 60 – 70% niższe niż to wynikało z kosztorysu inwestorskiego. Żadna szanująca się firma nie mogła takiej propozycji złożyć. Wygrywają często firmy nastawione z góry na przestępczą działalność, a dobre giną. Nawiasem mówiąc w trakcie budowy przy pomocy łapówek i różnych forteli wszystko wraca do normy i inwestycja kosztuje ile miała kosztować albo więcej.
Ginie etos dobrej pracy. Padają uczciwi. Kwitnie kult cwaniactwa.
    Inny kwiatek z łączki inwestycyjnej. Wszystkie kraje europejskie traktują budownictwo mieszkaniowe jak „koło zamachowe” gospodarki przeznaczając na ożywienie popytu odpowiednie środki publiczne. Jest sprawdzone, że do budżetu więcej wraca podatków niż się wydaje na pobudzenie rynku. Przybywa tanich miejsc pracy, ogranicza się patologie społeczne. U nas znowu jest tak samo tylko inaczej.
    Kolejne rządy od wielu lat ograniczają nakłady budżetowe na sferą mieszkaniową. Polski budżet na 2005 r. przeznaczy na sferę mieszkaniową mniej niż 0,1 proc. PKB (w Europie średnio 10 – 15 razy więcej). Brakuje 1,5 miliona mieszkań, ale niszczy się struktury i organizacje – zlikwidowano Ministerstwo Budownictwa, Urząd Mieszkalnictwa i Rozwoju Miast oraz specjalistyczną Komisję Budownictwa w sejmie. W efekcie mamy zalew złych ustaw, które hamują rozwój inwestycji. Prawo regulujące procesy inwestycyjne zostało dotknięte chorobą wściekłych paragrafów.
Weźmy inny przykład. Wbrew doświadczeniom europejskim wprowadzono bardzo wysoki podatek VAT, osłabiający popyt wewnętrzny i opóźniający rozwój gospodarczy. Od 1 maja 2004 r. miały wejść w życie przepisy dotyczące zwrotu nadwyżki podatku VAT dla indywidualnych inwestorów budujących własne mieszkania. Do dzisiaj nie ma tych przepisów. Podobnie rząd obiecywał wprowadzenie na wzór innych krajów europejskich pojęcia społecznego budownictwa mieszkaniowego do ustawy o podatku VAT. Dla tego rodzaju budownictwa UE w Dyrektywie VI dała możliwość stosowania „obniżonej” stawki podatku VAT. W Polsce ze względu na braki mieszkaniowe (1,5 gospodarstw domowych nie ma odrębnych mieszkań), całe budownictwo nadaje się do objęcia definicją budownictwa społecznego i mogliśmy z łatwością zastosować w tym obszarze podatek np. 5 proc. Nic takiego się nie stało, pojęcie budownictwa społecznego do dzisiaj nie funkcjonuje w polskim prawie. W efekcie znaleźliśmy się na ostatnim miejscu w Europie we wszystkich wskaźnikach dotyczących budownictwa mieszkaniowego.
    Nie chciałbym być złym prorokiem, ale jak tak dalej pójdzie wkrótce zacznie spadać tempo naszego rozwoju gospodarczego i żaden polityk nie będzie się chciał przyznać do winy za ustawiczne psucie gospodarki.

Roman Nowicki
Kongres Budownictwa Polskiego



Warszawa, 27 marca 2004 roku

Do moich kolegów i przyjaciół
w Kole SLD „Gocław”


    W SLD należałem do grupy osób walczących o nowe oblicze polskiej lewicy i o nowy kształt polityki mieszkaniowej. Przez kilka lat napisałem wiele artykułów, przygotowałem kilka programów mieszkaniowych, występowałem publicznie w sprawach naprawy SLD. Z przykrością stwierdzam, że rezultaty tych starań były niewielkie. Coraz częściej prywata brała górę nad interesem publicznym, afera goniła aferę, systemy wyborcze sprzyjały tworzeniu nieformalnych powiązań, trwała negatywna selekcja, ogniwa terenowe nie miały żadnego wpływu na decyzje strategiczne  partii, szeregowi członkowie przestali być potrzebni, narastały powiązania wielu działaczy terenowych z ludźmi i organizacjami działającymi na krawędzi prawa lub wręcz poza prawem. SLD nie udzielił wsparcia i nie dał szans na konfrontację z rządem poglądów np. w sprawie podatku VAT i programów mieszkaniowych. Odrzucanie innych niż własne poglądy stało się regułą. Tysiące członków SLD w cichym proteście opuściło szeregi partii. Tylko część z nich, z przyczyn wyraźnie koniunkturalnych zapisała się do PO i Samoobrony. Wydawało się, że procesu destrukcji SLD nie można w żaden sposób powstrzymać. Reformy były połowiczne i kończyło się zazwyczaj na deklaracjach. Kierownictwo partii nie zdawało sobie sprawy z głębokości kryzysu i nie było w stanie lub nie chciało podjąć radykalnych działań naprawczych. Rozgrywki na szczytach władzy powodowały naturalne w tych warunkach skłonności do szukania poparcia u „baronów” i w strukturach podstawowych. Była to główna przyczyna „konserwowania” negatywnych układów w terenie. I tak koło się zamykało. Ludzie dążący do zmian ale trwale związani z lewicą, nie mieli dla siebie alternatywy.
    Niezależnie od możliwej krytyki, powstanie Socjaldemokracji Polskiej, załatwiło to, czego wielu z nas nie mogło osiągnąć. Ustąpił rząd, zapowiedziano bardzo głębokie reformy w SLD, zaczęła się rzeczywista, a nie pozorowana weryfikacja władz partii na wszystkich szczeblach, zapowiedziano powrót do wartości lewicowych. Powstała w sumie realna  szansa, że szeroko rozumiana lewica nie przegra wszystkiego, że ludzie związani na dobre i na złe, z tą formacją odzyskają wiarę w możliwości naprawy, że dbając o rozwój gospodarki, nie zapomnieliśmy o dramatycznej biedzie wielu polskich rodzin i największej w Europie bezdomności. Lewica jest tylko jedna, niezależnie od tego gdzie poświęcimy jej swój czas i marzenia o lepszym świecie.
    Podając powyższe, chcę poinformować członków mojego Koła SLD, że ze względu na możliwość realizacji celów, o których napisałem wcześniej postanowiłem wystąpić z SLD i zapisać się do SDPL. Chciałbym wyrazić nadzieję, że to rozstanie będzie miało charakter czysto formalny, bo dalej serca mamy po lewej stronie i razem chcemy naprawiać to, o zostało zniszczone.

Z wyrazami szacunku,

Roman Nowicki

                                                                                                                                          

VAT
                                                                                                                                         


Polemika - Cofnęliśmy się o 50 lat

Ciężkie błędy polityków


(Trybuna 6 VIII 2003)

Dobrze się stało, że Trybuna zamieściła obszerny wywiad z Markiem Bryxem prezesem Urzędu Mieszkalnictwa i wiceministrem infrastruktury (31.07.2003). Dobrze bo jest nareszcie możliwość podjęcia dyskusji w sprawach zasadniczych dla mieszkalnictwa. Sam tytuł wywiadu "Mieszkanie musi być towarem" określa wyraźnie liberalną doktrynę z jaką podchodzi się w Polsce do spraw mieszkaniowych.
Jest to dosyć unikatowy w Europie punkt widzenia. Większość krajów europejskich, dodajmy krajów o długiej historii realnego kapitalizmu prowadzi społeczno-rynkowe polityki mieszkaniowe a my pod przemożnym wpływem kolejnych ministrów finansów właśnie twardą rynkową politykę.
W swoim wywiadzie pan Bryx, powołując się na moje nazwisko, kilka razy używa sformułowania, że to i owo "tłumaczył panu Nowickiemu", sugerując że nie dało to żadnych rezultatów. Myślę, że
BĘDZIE MI WYBACZONE
jeżeli posłużę się tą samą stylistyką.
Otóż w trakcie tych spotkań ja z kolei tłumaczyłem panu Bryxowi, że mieszkania są tak drogim i szczególnym towarem, do którego muszą mieć dostęp również rodziny mało i średnio zarabiające oraz młode rodziny startujące w dorosłe życie, że do tego "towaru" nie wolno stosować reguł niewidzialnej ręki rynku i głosić hasła że jak w gospodarce będzie lepiej, to problem mieszkaniowy sam się rozwiąże.
Tłumaczyłem również, że wielu ekonomistów uważa, że rozwój budownictwa mieszkaniowego przynosi wyraźne zyski dla budżetu z różnego rodzaju podatków. W każdym bądź razie wpływy z tego sektora przewyższają wydatki na instrumenty finansowego wspierania popytu. Niezależnie jednak od tego, że uruchamianie środków publicznych na ten cel przynosi bezpośrednie zyski, rozwój budownictwa mieszkaniowego jest źródłem najtańszych z możliwych miejsc pracy i daje perspektywy młodemu pokoleniu na godne życie ogranicza patologie społeczne.
Kraje kapitalistyczne wiedząc, że mieszkania są bardzo drogim towarem niedostępnym dla wielu rodzin w normalnych regułach gry rynkowej
STOSUJĄ JEDNOCZEŚNIE
wiele instrumentów i systemów dających szanse biedniejszej części społeczeństwa Należą do nich min.:
  • subsydia budowlane, występujące w postaci dopłat ze środków budżetu państwa do każdego mieszkania, z reguły przeznaczonego do wynajmu, a budowanego przez organizacje mieszkaniowe typu "non profit";
  • subsydia procentowe, polegające na pokrywaniu ze środków budżetu państwa części rynkowego oprocentowania mieszkaniowych kredytów hipotecznych;
  • premie z tytułu wieloletniego oszczędzania na mieszkanie, w systemie kas oszczędnościowo - pożyczkowych;
  • ulgi podatkowe z tytułu poniesionych wydatków na budowę, względnie kupno, remont lub modernizację mieszkania;
  • dopłaty energetyczne, pokrywające częściowe koszty przedsięwzięć prowadzących np. do zaoszczędzenia energii cieplnej w mieszkaniu i tp.
W Polsce
TYLKO UDAJEMY,
że chcemy podobnie te problemy rozwiązywać. Nie można głosić haseł o wielkim programie mieszkaniowym i jednocześnie ciągle powracać do idei zwiększania podatku VAT i ograniczenia środków publicznych na te cele. Podczas tych spotkań z M. Bryxem tłumaczyłem również mój punkt widzenia, że fakt, iż Polska jest na kompromitującym ostatnim miejscu w Europie w "zaspakajaniu potrzeb mieszkaniowych" to wynik ciężkich błędów naszych polityków a nie złej sytuacji gospodarczej. W części jest to wynik również takich a nie innych poglądów jakie prezentuje pan Bryx.
Świetnym przykładem jak punkt siedzenia może zmienić punkt widzenia jest podatek VAT.
KAŻDE DZIECKO WIE,
że jest to podatek cenotwórczy i że niezależnie od różnego typu odliczeń po drodze, ktoś go musi w końcu zapłacić. Zwykle jest to obywatel, który kupuje usługę lub towar. Przy obecnym, słabym rynku, wprowadzenie tego podatku na materiały budowlane, działki i w perspektywie na usługi i na mieszkania jest prawdziwym nieszczęściem bo musi wywołać zwyżkę cen gotowych mieszkań i budownictwa indywidualnego.
Rząd zdawał sobie z tego w pełni sprawę i dlatego ustami Premiera zapewnił, że dla budujących indywidualnie w systemie gospodarczym różnica podatku VAT za materiały budowlane w wysokości 15% będzie zwracana budującemu mieszkanie. M. Bryx w ogóle już do tego tematu nie wraca w wywiadzie tworząc zupełnie nowe konstrukcje myślowe jakby przygotowując grunt do kolejnej zmiany stanowiska przez rząd. Na pytanie redaktora "mówi się jednak że po podwyżce VAT mieszkania zdrożeją nawet o 10-15 proc." Pan Bryx odpowiada "bzdura".
Warto przypomnieć zatem niektóre sformowania z ekspertyzy pana prof. M. Bryxa, przygotowanej przed objęciem przez niego stanowiska prezesa Urzędu Mieszkalnictwa ( wrzesień 2000 rok):
"Łączny popyt na mieszkania w skali kraju przy stawce VAT wyższej niż 7% zmniejszy się. W przypadku kumulacji negatywnych decyzji (likwidacja ulg podatkowych) rynek ulegnie załamaniu."; " Rynek mieszkaniowy w Polsce jest płytki. Państwo nie powinno go osłabiać, lecz utrwalać i rozwijać. Niestety taki program działań nie istnieje, co potwierdza próba wprowadzenia w budownictwie mieszkaniowym stawki VAT wyższej niż najwyższa w krajach Unii Europejskiej."; "Przedstawiona analiza wybranych, ważnych obszarów oddziaływania nowej stawki VAT pokazuje, że przy zaprezentowanych, realistycznych założeniach, po jej wprowadzeniu budżet państwa może stracić 1.7mln. zł."
Aż 13 z 15 krajów Unii Europejskiej ma niższy podatek podstawowy VAT niż Polska. Biedniejsze kraje z tej grupy wręcz programowo obniżały ten podatek, żeby zwiększyć popyt wewnętrzny i przyspieszyć rozwój gospodarczy. Regułą stało się we wszystkich krajach UE stosowanie ulgowego podatku VAT w szeroko pojętym budownictwie mieszkaniowym. Polska z wielkim opóźnieniem i niechęcią zgłosiła propozycje w tym obszarze i do tego w ogóle nie wystąpiła o ulgowy VAT na materiały budowlane, usługi geodezyjne i usługi projektowe. Na ile te sprawy dla Europy kapitalistycznej są ważne niech świadczy fakt, że ostatnio obradowała wiele miesięcy Komisja Europejska wyłącznie nad dalszym ujednoliceniu polityki w sprawie "ulgowego" VAT-u. Polska w obszarze budownictwa nie zgłosiła żadnych dodatkowych propozycji a fakt obrad komisji w tych sprawach
BYŁ UTAJNIONY
przed opinią publiczną.
Odrębna sprawa, którą starałem się wytłumaczyć panu Bryxowi, był problem kas budowlanych. Nie ma możliwości znaczącego rozwoju budownictwa mieszkaniowego bez środków prywatnych ludności. Dodajmy bez prywatnych pieniędzy niebogatych rodzin. Kasy budowlane, które próbowaliśmy wdrożyć w Polsce, były wzorowane na prawie stuletnich doświadczeniach europejskich. Nieprawdą jest więc stwierdzenie pana Bryxa, że "kasy mieszkaniowe, które wymyślono (!) w 1997 r. bazowały na bardzo wysokich dotacjach budżetowych" . Nie mieszkaniowe a budowlane, nie wymyślono w 1997 roku a kilkadziesiąt lat wcześniej. Natomiast "dotacje" z budżetu były prawie takie same, jak w kompletnie nieudanych kasach rządowych (dopłata w postaci ulgi budowlanej a więc zaniechanie wpływów z podatków dla budżetu to w praktyce to samo co "dotacja"). Problem dopłaty budżetu do kasy czy do podatnika nigdy bezpośrednio nie istniał - cały czas deklarowaliśmy możliwość odpowiedniej zmiany zapisu w ustawie. Ówczesny wicepremier i minister finansów w
SPOSÓB AROGANCKI
odrzucił wszystkie propozycje spotkania z autorami ustawy. Niech więc pan Bryx nie używa demagogicznych argumentów. W efekcie jest tak, że domorosłe kasy mieszkaniowe z dopłatami w postaci ulg budowlanych przyniosły klęskę (ok. 70 tysięcy rachunków i 30 tysięcy kredytów). W czterokrotnie mniej liczebnych Czechach w kasach budowlanych takich samych jak chcieliśmy wprowadzić w Polsce w 1997 roku powstało ok. 5 milionów rachunków i udzielono 1,5 miliona kredytów.
Wbrew temu, co mówi pan M. Bryx, szeroko reklamowany kredyt z ulgą odsetkową ma bardzo małe jak dotychczas powodzenie i nigdy nie zastąpi ulg budowlanych, remontowych i kas budowlanych. (dotychczas udzie4lono niewiele ponad 50 kredytów a nie jak podaje się w wywiadzie 100-200).
W ostatnich latach cofnęliśmy się w budownictwie mieszkaniowym o pięćdziesiąt lat do tyłu, znieśliśmy ulgi budowlane i chcemy zlikwidować ulgi remontowe, chcemy podnieść podatek VAT w budownictwie, praktycznie zlikwidowaliśmy dużą część zaplecza naukowo-badawczego, zlikwidowaliśmy ministerstwo budownictwa, chcemy zlikwidować urząd mieszkalnictwa, zlikwidowaliśmy sejmową komisję budownictwa, ograniczyliśmy do absurdu wydatki ze środków publicznych na sferę mieszkaniową ( w relacji do PKB), skutecznie likwidujemy budownictwo na wynajem, budownictwo spółdzielcze i komunalne, nie mamy żadnego średniookresowego, rządowego programu mieszkaniowego. Czy kogoś w tych warunkach dziwi, że Polska jest na ostatnim miejscu w Europie jeżeli chodzi o efekty mieszkaniowe? W nielicznych, nie z naszej winy, rozmowach tłumaczyłem ten pogląd panu M. Bryxowi - jak widać bez widocznego rezultatu. Każdy pozostał przy swoim. A skutki są jakie są.

Roman Nowicki
Przewodniczący Stałego
Przedstawicielstwa Kongresu
Budownictwa Polskiego

Tytuły pochodzą od redakcji